sobota, 29 marca 2014

"Mio, mój Mio"

"Mio, mój Mio" - Astrid Lindgren

Źródło okładki: KLIK
Astrid Lindgren to, jak zapewne wszystkim wiadomo, autorka niezwykle znanych "Dzieci z Bullerbyn", czy opowieści o szalonej dziewczynce Pippi. Jednak wśród osławionych książeczek są też te, o których nie każdy słyszał. Jedną z takich książek jest "Mio, mój Mio", baśń pozwalająca przenieść się nam w inne, nieznane dotąd Krainy.

Wilhelm Olsson zaginął, taką informację ogłoszono w radiu pewnego październikowego dnia. Chłopca nie udało się znaleźć, a dlaczego? Stało się tak, ponieważ trafił on do... Krainy Dalekiej. A tam żyje mu się zdecydowanie lepiej, niż wśród niekochających go opiekunów. Wilhelm dowie się tam sporo o sobie i przeżyje przygody swojego życia. 

Nie mam do powiedzenia dużo na temat owej powieści. Nie dlatego, że mi się ona nie podobała. Czytało się
Jedna z ilustracji, które zostały
zaczerpnięte z wydania szwedzkiego
i umieszczone w polskim.
ją naprawdę miło. Oczywiście wiadomo, jest to lektura kierowana głównie do dzieci, ale ja jako nastolatka mogę powiedzieć, że z powodzeniem mogą po nią sięgnąć starsi czytelnicy. Wystarczy dać popracować trochę fantazji, zobaczycie, że będzie to miłą odskocznią od wiecznie mnożących się obowiązków.

Jak już pisałam, mamy baśń. Oprócz tego są do odkrycia nieznane lądy, pojawiają się przyjaciele, czekają przygody, niezwykła przyroda i wróg, którego trzeba pokonać. To wszystko na zaledwie trochę ponad 180 stronach. Dla mnie była to odpowiednia książka zważywszy na mój ostatni zastój czytelniczy spowodowany dużą ilością nauki. Któregoś dnia poczułam, że właśnie teraz powinnam przeczytać "Mio, mój Mio". Myślałam, że to dzieło Astrid Lindgren mnie oczaruje. Tak się nie stało, jednak spędziłam z nią kilka przyjemnych chwil.

W dodatku załączony z wydania szwedzkiego ładne ilustracje. Czuć magiczną atmosferę nakreśloną prostym stylem dostosowanym do dzieci. Nie pokochałam, ale polubiłam. A czasem i takie książki są potrzebne.

środa, 19 marca 2014

"Morze spokoju"

"Morze spokoju" - Katja Millay

Źródło okładki: KLIK
Idziesz do nowej szkoły. Bynajmniej nie robisz tego z radością, najchętniej biegałabyś cały dzień i pogrążała się w samotności. Ciągle od czegoś uciekasz. Kiedyś tak nie było, dopiero od pewnego momentu. Od chwili, kiedy cały Twój świat legł w gruzach, a razem z nim, ty sama. Bezradność, smutek, żal, złość - żadne z tych uczuć nie są Ci obce. Patrzysz na swoją lewą rękę, która nigdy nie będzie taka, jak była kiedyś. Co więcej - widzisz, że nic nie będzie już takie, jak kiedyś. Czy w tym wszystkim znajdzie się miejsce na nadzieję, wybaczenie i szczęście?

Nastya niebawem skończy osiemnaście lat. Jej życie poukładało się w inny sposób niż sama by tego sobie życzyła. Komplikacje sprawiają, że nastolatka zamieszkuje z ciotką i trafia do nowej szkoły. Dziewczynę wciąż prześladuje przeszłość. Jaką rolę odegra w tym wszystkim równie tajemniczy i skryty Josh, którego Nastya spotyka w szkole? Czy tej dwójce uda się znaleźć wspólny język?

Opis wygląda okropnie banalnie. Po przeczytaniu krótkiego streszczenia treści można stwierdzić, że mamy do czynienia z typową młodzieżówką w stylu "ona + on = wielka miłość". Jednak wiedzcie - to nie jest banalna i ckliwa historyjka o kolorowej miłości. Co prawda pojawia się silne uczucie, lecz w innej formie od tej, którą zazwyczaj serwują nam autorzy młodzieżówek. "Morze spokoju" jest naprawdę dobrze poprowadzoną powieścią, która zmusza do refleksji i przejmuje swoją tematyką.

Bohaterowie są wykreowani z precyzją godną podziwu. Katja Millay skupiła się głównie na przybliżeniu nam Nastyi i Josha, ale o postaciach drugoplanowych również nie zapomniała. Główna bohaterka to przepełniona smutkiem i melancholią młoda osoba, która dostała podczas zaledwie kilkunastoletniego życia nieźle w kość. Podobna sytuacja ma się z Joshem - los również go nie szczędził i rzucał mu kłody pod nogi, w wyniku czego chłopak jest samotny. Mówiąc o postaciach nie sposób nie wspomnieć o Drew. Jest on ciekawą osobą, a Autorce udało się dobrze wniknąć w jego psychikę i sprawić, że czytelnicy czują z nim jakąś więź.

Niektórych może razić spore nagromadzenie niecenzuralnych słów. Przyznam, że i mi one na początku nie odpowiadały. Jednak teraz stwierdzam, że dzięki temu "Morze spokoju" jest jeszcze bardziej żywe i realistyczne. Faktem jest (oczywiście smutnym), że w XXI wieku napotykamy się bardzo często na przekleństwa. Słyszymy je na co dzień i coraz większe grono osób nie widzi w tym nic złego. A "Morze spokoju" jest lekturą bolesną i prawdziwą, więc występujące w niej bluźnierstwa wpasowują się do treści i w pewnym momencie już tak bardzo mnie nie raziły. 

Zapowiedziałam, że nie jest to typowa miłosna opowieść i nadal będę się tego trzymała. Uczucie pojawiające się na kartach powieści to coś więcej niż zauroczenie. Zresztą książka nie opiera się jedynie na tym. Ma ona złożoną problematykę, która poruszy serce niejednego czytelnika. Najpierw nie czułam porozumienia pomiędzy prozą Millay a mną. Jednak w pewnym momencie "Morze spokoju" staje się osobiste i coraz bliżej mu do naszego serca.

Skracając moje wywody - warto sięgnąć po tę książkę. Czasami sprawia ona ból, przeraża, ale jednocześnie daje nam coś więcej - nadzieję. Pozwala poznać nam dobrze Nastyę, Josha i innych bohaterów i wniknąć do ich świata. Nie stanie się ona moją ulubioną książką, ale to nie zmienia faktu, że jest dobra i warta uwagi. Sprawdźcie.

środa, 12 marca 2014

Co się dzieje, gdy Wyspa milczy

Wyspa taka pusta ostatnimi czasy, że aż głupio. Niby na facebook'u co jakiś czas się odzywam i bezsensownie tłumaczę. Tak oto zapowiedziałam na przykład, że w okolicach czwartku (czyli jutra) pojawi się recenzja. Obowiązki sprawiły, że tekstu o "Morzu spokoju" tak szybko nie będzie, bo jestem jeszcze w trakcie lektury. Uwierzcie, naprawdę liczę na to, że do wtorku się wyrobię. 

Mimo wszystko ten post nie ma być tylko moim tłumaczeniem i gadaniem o głupotkach. Chciałam wrzucić Wam link, gdzie można przeczytać, że "Dwie Marysie" Ewy Nowak niebawem zagoszczą na półkach w księgarniach - KLIK. Bardzo mnie to cieszy, bo powieści tej pisarki czyta się z niekłamaną przyjemnością! :) Prawdopodobnie za jakiś czas ją dorwę i napiszę recenzję.

Kolejną ciekawą sprawą jest nowy singiel zespołu Xxanaxx, który osobiście uwielbiam, a "Stay" mnie nie zawiodło :3

Posłuchajcie i dajcie znać co o nim myślicie. 

A oto jedne z wielu książek, które ostatnio pochłaniają znaczną część mojego czasu. Także tego... 

Do napisania ^^

czwartek, 6 marca 2014

Plotkujemy


Źródło obrazka: KLIK

Kiedy byłam młodsza (mniej więcej do jakiegoś trzynastego roku życia) oglądałam sporo seriali. Było dla mnie naturalne, że włączałam wieczorem telewizor i zagłębiałam się w losy bohaterów różnych telenowel czy cokolwiek to było. Na szczęście z biegiem czasu zaczęłam coraz więcej czytać, a telewizor stopniowo zszedł na drugi plan. Obecnie rzadko z niego korzystam, raczej tak od czasu, do czasu. Jednak wiadomo, przyszła moda na zagraniczne seriale. Ciągle słyszymy o nowych produkcjach, a nastolatki uwielbiają oglądać te wieloodcinkowe produkcje. W wakacje stwierdziłam, iż miło byłoby coś obejrzeć. Nie miałam na myśli nic ambitnego. Takim sposobem zabrałam się za pierwszy odcinek "Plotkary".
Źrodło obrazka: KLIK


Obecnie jestem po skończeniu drugiego sezonu. Moje zdanie na temat tego serialu wygląda tak: to jest takie głupiutkie, że aż momentami żałosne, ale uwielbiam te postacie, nawet jeśli są po prostu bogatymi snobami. I chociaż widzę bezsens "Plotkary", to jednocześnie bardzo ją lubię. Idealnie się przy niej odpoczywa. Odmóżdża, momentami bawi, a niekiedy irytuje (wtedy zaleca się przypomnienie sobie, że to jedynie serial o manhattańskich nastolatkach, które mają stanowczo za dużo swobody, a za mało dyscypliny - takie stwierdzenie pomaga i pozwala spojrzeć na całość przychylniej). 

A o czym omawiany tasiemiec mówi? Poznajemy grupkę nastolatków, którzy na co dzień bawią się, piją, wygłupiają, chodzą do szkoły (co nie zawsze równa się z nauką), przyjaźnią się, kochają, zdradzają. Generalnie jeden wielki misz-masz. W sumie sezonów jest sześć, a przed dwa, które poznałam przewinęło się tyle związków, że raczej na palcach u rąk ich nie policzycie. Także jeśli planujecie obejrzeć "Plotkarę", nie zdziwcie się, że któryś z bohaterów przez zaledwie kilka odcinków będzie miał już dwóch partnerów - tutaj to norma. Są rozstania, rozpacze, wielkie powroty.

Jednak przede wszystkim mamy bohaterów. Może jest możliwość ich nie lubić, ale ja na pewno się do tego grona nie zaliczam. To znaczy znalazły się postacie, czarne charaktery, do których nie żywię sympatii, ale za to praktycznie wszyscy są dobrze wykreowani. Mamy grono wyrazistych, młodych ludzi, którzy zapadają w pamięć. I przyznaję, jak już oglądam ten serial, to absolutnie wpadam do ich świata. Cieszę się z ich szczęścia i szkoda mi, kiedy los rzuca im kłody pod nogi (albo sami nawzajem sobie rzucają, to są koszmarni intryganci!). Myślę, że gdybyście zobaczyli moją minę, gdy pewni bohaterowie w końcu wyznali sobie miłość, zrozumielibyście że naprawdę to przeżywałam. To było z mojej strony odrobinę nienormalne, ale ja się autentycznie cieszyłam. Jakoś mi teraz dziwnie zważywszy na to, że mowa jedynie o wymyślonych osobach, no ale cóż...

Nie oglądajcie jeśli chcecie wszystko traktować dosłownie. Jest tu za dużo naiwności, co może denerwować. Jednak jeśli nie wypaliły wasze weekendowe plany lub czujecie się przygnębieni i jedyną rzeczą, na którą macie ochotę jest rzucenie się na łóżko i szlochanie w poduszkę, to "Plotkara" jest dobrym rozwiązaniem. Czas minie Wam bardzo szybko, a przy okazji się rozchmurzycie. Ja małymi kroczkami będę najprawdopodobniej kontynuowała oglądanie, a że nie jestem typem osoby, która poświęca na takie rzeczy dużo czasu, to zapewne przez najbliższe miesiące nie zabraknie mi odcinków. W razie czego wiecie co robić, manhattańskie ploteczki na Was czekają!
"xoxo,
Gossip girl."