niedziela, 30 czerwca 2013

Aktualnie... ;)

Hej! :)
Z racji, że w piątek odbyło się zakończenie roku szkolnego teraz nadeszły upragnione i długo wyczekiwane wakacje. Mam nadzieję, że dzięki temu posty na blogu będę ukazywały się dość często, bo i ja będę miała dużo czasu na czytanie i pisanie. Jednak aktualnie mam dziwny stan, w którym żadnej książki nie mogę skończyć, a wszystkiego "łapię się" po trochu. I tak sobie czytam "Baśniarza", "Bóg, kasa i rock'n'roll" i "Alibi na szczęście". Ale jutro planuję zabrać się za "Ostatnie lato" i je szybko skończyć, więc we wtorek możecie spodziewać się recenzji właśnie tej książki ;) Oprócz tego czeka na mnie cała masa książek i liczę na to, że pod względem książkowym (i nie tylko) wakacje będą udane.
Pozdrawiam i tym, którzy również mają wakacje życzę udanego odpoczyku, a innym którzy muszą pracować życzę siły i pozytywnego nastawienia! ;)

czwartek, 27 czerwca 2013

"Wiatr. Wiadomość do mnie"

"Wiatr. Wiadomość do mnie" - Miriam Dubini
 

Źródło okładki: KLIK
Wiatr. Jak z pozoru niewiele znaczy dla nas to słowo. Mi się kojarzy z czymś przelotnym, nieuchwytnym i tajemniczym. A wyobraźcie sobie, że dla Was to słowo miałoby niewyobrażalną wręcz wagę. Wiatr jest właśnie tak cenny dla jednego z bohaterów powieści Miriam Dubini.
Greta to zbuntowana i zamknięta w sobie trzynastolatka. Nie lubi dużo czasu spędzać przed lustrem, ponieważ według niej znacznie lepszą rozrywką jest jazda na rowerze. Pewnego dnia poznaje niezwykłego chłopaka o imieniu Anselmo. Na pierwszy rzut oka wszystko po tym spotkaniu jest takie samo, jednak jak się potem okazuje, ta dwójka jeszcze nieraz spotka siebie na swojej drodze. Anselmo skrywa pewną tajemnicę, o której Greta nie ma pojęcia. Ale kiedy coraz bardziej zbliża się do chłopaka i im więcej sie o nim dowiaduje, tym bardziej bohaterowie się do siebie zbliżają.
Czemu tak jest, że najtrudniej pisać o tych książkach, które nam się podobają? Bo ja już na wstępię mogę przyznać, że "Wiatr. Wiadomość do mnie" się do takich pozycji zalicza. Powieść ta to mieszanina niezwykłośći, delikatności, ulotności chwili, tajemniczości i piękna. Zachwyciła mnie prostotą i paradoksalnie wyszukaną tematyką. Bo sekret tkwi w szczegółach. W pojedynczych gestach i słowach.
Styl pisania Miriam Dubini jest lekki, ale bardzo ładny. Straszie spodobał mi się sposób, w jaki opisane są uczucia. Tu nie ma miejsca na bezsensowne frazesy tak typowe dla większości młodzieżówek. Tutaj każde słowo jest na swoim miejscu, jakby jedyne w swoim rodzaju. Ale bez nachalności, bez sztucznie wzniosłej atmosfery. Z odrobiną nieśmiałości, tak, żeby czytelnik mógł się słowami delektować. Smakować. Kawałek po kawałku, zdanie po zdaniu. I nie tylko uczucia są tak opisane, a praktycznie wszystko, co książka zawiera.
Polubiłam Gretę, polubiłam Anselma. Wiem jak to wszystko banalnie brzmi, ale co poradzić. Greta to raczej skryta postać, z problemami, z ukrytym we wnętrzu smutkiem. Ale silna osobowość, która łatwo się nie poddaje. Zaś Anselmo to nastolatek magiczny. W jakim sensie, tego dowiecie się sami czytając książkę. Oprócz tego jest obowiązkowy, pracowity i od razu sie go lubi. Emma i Lucia nie do końca zyskały moja sympatię. To dwie koleżanki Grety, które w wyniku splotu pewnych okoliczności spędzają z nią sporo czasu. Denerwowala mnie ich naiwność i podejście do życia, lecz z drugiej strony dało się ich zachowanie jakoś wytrzymać i zwyczajnie skupić się na tym, co ważniejsze.

W książce nie ma niesamowitej ilości zwrotów akcji i miliona przygód. Ale jest główny wątek, który wszystko wynagradza. Dodakowo książka liczy niecałe dwieście stron, więc nie ma w niej czasu na nudę. Być może niektórzy stwierdzą iż za mało się dzieje, nie wiem. To wszystko rzecz gustu i upodobań. Mi spodobał się spokój i delikatność, które były wyczuwalne na prawie każdej stronie "Wiatru...".
 
Odnoszę wrażenie, że ta recenzja jest kompletnie bez ładu, nieuporządkowana. Niestety czasami tak bywa, że ciężko coś ubrać w słowa. Dlatego teraz postaram się w skrócie uporządkować moje myśli. Dzieło Miriam Dubini nie jest arcydziełem w dosłownym tego słowa znaczeniu. To lekka młodzieżówka, ale ma w sobie cząstkę piękna, która sprawiła, że powieść bardzo przypadła mi do gustu. Jestem prawie pewna, że nie wszyscy ją tak odbiorą i że nie każdemu się spodoba. Mimo to myślę, że warto spróbować i poznać tajemnicę Anselma, Gretę i jej życie. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać drugą część przygód bohaterów i że się nie zawiodę. A Wy Czytelnicy, którzy nie znacie jeszcze pierwszej części nadrabiajcie zaległości. Liczę na to, że i Wam się spodoba.


sobota, 22 czerwca 2013

"Michał Jakiśtam"

"Michał Jakiśtam" - Ewa Nowak
 
Źródło okładki: KLIK
Odnajdowanie się w nowym środowisku, wśród nowych osób i miejsc wcale nie jest takie łatwe. Wbrew pozorom to nie tylko ciekawa przygoda, bowiem często "obcy" są źle traktowani przez rówieśników w szkole. Tak, jakby byli gorsi i mniej ważni. Jednak jak wiadomo takich uczniów powinno się traktować początkowo w szkole z wyrozumiałością i opiekować się nimi. Niestety wiadomo, że teoria teorią, ale w praktyce często bywa inaczej. Książka "Michał Jakiśtam" Ewy Nowak opowiada historię nastoletniej Edyty, która musi odnależć się w nowym środowisku.
 
Dziewczyna idzie do trzeciej klasy gimnazjum i z tajemniczych powodów musi przeprowadzić się z Łomży do Warszawy i zamieszkać u wujostwa. Jak się okazuje nie wszyscy w nowym środowisku są do niej pozytywnie nastawieni i w szkole Edytę spotyka wiele nieprzyjemnych sytuacji. Dodatkowo dramatyczne wydarzenia z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Jak nastolatka poradzi sobie z całą siecią intryg, perypetii i tajemnic?
 
Jeżeli ktoś od dłuższego czasu czyta mojego bloga to pewnie zorientował się, że bardzo lubię książki Ewy Nowak. Odpowiada mi styl pisania Autorki i fakt, że jej książki opowiadają o życiu, więc można wyciągnąć z nich wiele wniosków. Byłam ciekawa i tej części serii miętowej i gdy tylko zaczęłam czytać zatopiłam się w tej historii i znowu mogę przyznać, że książki Ewy Nowak są naprawdę dobre!
 
Bohaterowie byli różnorodni. Sama Edyta bywała momentami denerwująca i trochę bez wyrazu, ale jej metamorfoza pokazała, że należy mieć swoje zdanie i nie żyć w ciągłym strachu. Jednak przede wszystkim bardzo ucieszył mnie fakt, iż znowu na kartach jakiejś książki mogłam spotkać rodzinę Gwidoszów, którą znam z pozycji "Wszystko, tylko nie mięta". Uwielbiam tę rodzinę, ich poczucie humoru, wyrozumiałość, optymizm i radość. Na uwagę w szczególności zasługuję Marysia, ponieważ ta błyskotliwa ośmiolatka potrafi zrobić na czytelniku duże wrażenie.
 
Akcja nie pędzi strasznie szybko, ale na pewno nie nudzi! Moim zdaniem książka była interesująca od pierwszej, aż po ostatnią stronę. Powieść przypomniała mi, że nie warto oceniać ludzi po pozorach, ponieważ one często bywają mylne. Dodatkowo "Michał Jakiśtam" napawa optymizem i uświadamia, że po burzy wychodzi słońce i potem jest tylko lepiej. Przecież w dużej mierze to od nas i od naszego podejścia zależy to czy jestesmy szczęśliwi i czy mamy chęć do życia.
 
W skrócie, jest to książka, która zasługuje na uwagę. Jak to bywa z powieściami Ewy Nowak wiele uczy, ale też rozbawia. Jeśli ktoś jeszcze nie zna żadnej książki tej Autorki, powinien jak najszybciej to zmienić! Przy "Michale Jakimśtam" można odpocząć, ale i znaleźć czac na chwilę refleksji. To dobra młodzieżówka, po prostu...

niedziela, 16 czerwca 2013

"Zwierzaki świata"

"Zwierzaki świata" - Martyna Wojciechowska
 
Źródło okładki: KLIK
Zwierzęta towarzyszą nam nawet w codziennym życiu, są prawie wszędzie. Zaczynając od mrówek, przez psy, koty, a kończąc na hipopotamach. Są naprawdę przeróżne. Jedne mają wielu zwolenników, inne wzbudzają w niektórych ludziach obrzydzenie czy strach. Nowa książka Martyny Wojciechowskiej pod tytułem "Zwierzaki świata" opowiada losy pięciu stworzeń mieszkających w różnych miejscach na naszym globie. Jeden rozdział poświęcony jest jednemu zwierzakowi. A są to: mrówkojad Carlito, orangutan Happy, szczur Balgir, słonik Fusi i Jessika - hipopotam. Co ciekawe, książka zawiera historie, które wydarzyły się naprawdę. Od razu przyznam, że czytanie tej pozycji było prawdziwą przygodą i spróbuję Wam chociaż w małej części przybliżyć ją w tej recenzji.
 
Rozdziały są napisane z punktu widzenia zwierząt, co uważam za bardzo ciekawy zabieg. Dzięki temu dzieci czytając tę książkę będą miały wrażenie, że są w stałym kontakcie z bohaterami. Ale nie jest to jedynie książka dla dzieci. Według mnie przeczytać może ją każdy i na pewno wszyscy będą się świetnie bawili, ponieważ pozycja ta odkrywa przed nami wiele nowych ciekawostek.
 
Wydanie jest bardzo staranne i przykuwa uwagę. Twarda oprawa i grube kartki umożliwią wielokrotne powracanie do lektury i spowodują, że książka szybko się nie zniszczy. Dodatkowo w środku jest cała masa cudownych zdjęć. Niemal każda strona jest ozdobiona fotografią, lub ramką z ciekawostką. Dzięki temu pozycja ta oprócz doskonałej zabawy jest również skarbnicą wiedzy. Jednak ani przez chwilę nie sprawia wrażenia nudnego, szkolnego podręcznika. Od niej bije wręcz wspaniałość podróży, ludzi, zwierząt, świata.
 
Język, jakim "Zwierzaki świata" są napisane, jest bardzo prosty i przystępny. Martyna Wojciechowska zadbała o to, by czytelnik miał wrażenie, że całość skierowana jest do niego i to jemu ktoś opowiada te wszytskie historie. Myślę, że w dużej mierze właśnie dzięki sposobie, w jaki Autorka napisała książkę, wszyscy czytający doskonale się bawią.
 
Uważam, że "Zwierzaki świata" są doskonałą publikacją i nie są ani trochę gorsze od wcześniej przeze mnie recenzowanych "Dzieciaków świata" z tej samej serii. Obie pozycje zasługują na uwagę i dostarczają wielu pozytywnych wrażeń. Dla mnie czytanie było samą przyjemnością i dzięki lekturze dowiedziałam się wielu rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Jeśli jesteście ciekawi gdzie znajduje się Świątynia Szczurów, ile centymetrów ma język mrówkojada, jak mamy orangutanów traktują swoje dzieci to nie czekajcie ani chwili. Najprawdopodobniej dzięki tej książce pokochacie zwierzęta, docenicie przyrodę i nabierzecie jeszcze większej wrażliwości. Dobrej zabawy!
 
Za możliwość przeczytania i zrecenowania książki dziękuję wydawnictwu G+J!
 

 


czwartek, 13 czerwca 2013

"Notatki samobójcy"

"Notatki samobójcy" - Michael Thomas Ford
 
 
Źródło okładki: KLIK
Każdy z nas ma problemy. Niektórzy w swoim życiu przeżywają prawdziwe tragedie, jak na przykład śmierć bliskiej osoby. Zaś inni przejmują się nawet błahostkami, które dla pozostałych mogą nie mieć żadnego znaczenia. Jednak zarówno małe, jak i duże problemy mogą prowadzić do depresji, a nawet próby samobójczej.
 
Jeff to piętnastolatek, który, mogłoby się wydawać, ma wszystko, co jest potrzebne do szczęścia. Rodzice i siostra darzą go miłością, ma znajomych i nikt się nie znęca nad nim fizycznie, czy psychicznie. Mimo to chłopak próbuje popełnić samobójstwo, kiedy spędza samotnie noc sylwestrową. Na szczęście w porę znajdują go rodzice i nastolatek nie umiera. Po całym zajściu trafia do szpitala na oddział psychiatryczny, gdzie ma spędzić czterdzieści pięć dni. Co tak naprawdę było powodem załamania Jeffa i jakie tajemnice skrywa nastolatek?
 
Moja przygoda z tą powieścią zaczęła się całkiem spontanicznie. Szukałam czegoś odpowiedniego w bibliotece i nagle natrafiłam na "Notatki samobójcy". Po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że z zainteresowaniem poznam historię Jeffa. Myślałam, że książka ta wywrze na mnie ogromne wrażenie. Niestety okazało się, że dla mnie nie jest to pozycja idealna. Jednak myślę, iż "Notatki samobójcy" niosą przesłanie i spora część dzisiejszej młodzieży byłaby zadowolona z lektury.
 
Styl pisania autora jest dość przyjemny w odbiorze, ponieważ używa on prostych i łatwych w odbiorze zwrotów. Dzięki temu, pomimo trudnego tematu, książkę czyta się bardzo szybko. Według mnie to dobrze, ponieważ lubię, gdy książki czyta się właśnie w takim tempie.
 
Fabuła jest dość ciekawa, jednak ja spodziewałam się trochę innego rozwoju sytuacji. Miałam nadzieję, że "Notatki samobójcy" będą wywoływały we mnie jeszcze więcej emocji, niż to się stało. Momentami dziwiłam się z tego co czytam, innym razem starałam się zastanowić nad losami bohaterów i im współczułam. Ale bądźcie spokojni, ta książka nie jest tylko pouczającą historią, ona też zadziwia zwrotami akcji, chociaż w kontekście tej książki jakoś dziwnie to brzmi, bo na pewno ta pozycja nie należy do tych, które mają nas jedynie wciągnąć w wir wydarzeń.
 
Bohaterowie to osoby, które nie są schematyczne i wyróżniają się zachowaniem i swoim losem. Główny bohater wprowadzał do książki szczyptę humoru, ponieważ często jego wypowiedzi były wręcz przesiąknięte ironią i wywoływały uśmiech. Kiedy się nad tym zastanawiam, to myślę, że był to taki jego znak rozpoznawczy. Ale nie tylko Jeff był postacią zasługującą na uwagę. W zasadzie każdy uczestnik terapii był inny i zadziwiający.
 
Mogłoby się wydawać, że jest to książka nadzwyczaj dobra, jednak nie do końca dla mnie. Mi czegoś w niej zabrakło i trochę żałuję, że "Notatki samobójcy" nie były jeszcze lepsze. Jednak najprawdopodobniej znajdą się osoby, które z przeczytania tej książki będą bardzo zadowolone, ponieważ nie jest to pusta powieść. Ona niesie naukę, uczy tolerancji i empatii. Pokazuje również, że po katastrofie może być lepiej, a sprawy jakoś się ułożą, chociaż mimo to Michael Thomas Ford nie napisał słodkiej historii. Powiedziałabym wręcz, że całość ma gorzki smak i odrobinę zasmuca. Ale przecież książki nie mają nas jedynie rozśmieszać, więc warto czytać i takie. Moim zdaniem pomimo faktu, iż nie do końca jestem zadowolona z lektury, to nie straciłam przy niej czasu, bo na szczęście można z niej coś wynieść. I to właśnie cenię w książkach...

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Kiedy jesteśmy w stanie dotknąć nieba? ("Trzy metry nad niebem")

 
"Trzy metry nad niebem" - Federico Moccia
 
Źródło okładki: KLIK
Dorastanie to dziwny i burzliwy okres. Młodzież jest wręcz przeróżna. Jedni należą do pewnych subkultur, inni starają się odnosić wysokie wyniki w nauce, a niektórzy się buntują i robią się wręcz nieznośni. Wiele nastolatków stara się dopasować do grupy rówieśników i przez to robią wbrew sobie nieodpowiednie rzeczy. Również spora część młodych ludzi w okresie dorastania się zakochuje i poza swoją sympatią nie widzą świata, a nauka schodzi na dalszy plan. A jak wiadomo miłość jest zdolna do poświęceń, wyrzeczeń i czasami robi się z jej powodu różne, niekoniecznie rozsądne rzeczy.
 
Babi dobrze się uczy i dotychczas nie sprawiała rodzicom większych problemów. Jej życie się zmienia, kiedy poznaje Stepa, agresywnego chłopaka, dla którego doskonałą rozrywką są bijatyki, kradzieże, jazda na motorze i ćwicznie na siłowni. Początkowo nastolatka nie pała do chłopaka sympatią, a wręcz czuje do niego niechęć, gdyż ich znajomość ropoczyna się w niezbyt sprzyjających okolicznościach. Jednak po pewnym czasie te stosunki przeradzają się w fascynację i zakochanie. Babi robi rzeczy, o które wcześniej by się nawet nie podejrzewała i wiąże się ze Stepem. Jak potoczą się losy bezgranicznie zakochanej pary?
 
"-Co jest?
-Boję się.
-Czego?
-Że już nigdy nie będę taka szczęśliwa jak teraz..."("Trzy metry nad niebe", str.305)
 
Powieść "Trzy metry nad niebem" odniosła ogromny sukces we Włoszech. Na podstawie książki powstał również film, który cieszy się niemałą popularnością. Od pewnego czasu byłam tej historii niesamowicie ciekawa i bardzo się ucieszyłam, kiedy nadarzyła się okazja do przeczytania tej pozycji. Niestety okazało się, że nie jest to powieść idealna, a raczej przeciętna, lecz dość przyjemna historia. O tym jakie plusy, a jakie minusy ma opisywana książka dowiecie się w dalszej części recenzji.
 
Zdecydowanie nie odpowiadał mi styl pisania Autora. Momentami był zbyt prosty i czytając czułam się, jakbym zapoznawała się z rzeczowym sprawozdaniem, a nie barwną powieścią. Dopiero mniej więcej od połowy pióro pisarza przestało mnie razić, a skupiłam sę na akcji, która zaczęła się rozwijać.
 
Co do akcji, muszę przyznać, że pierwsza połowa powieści była wręcz nudna. Nic szczególnego się nie działo i nie czułam się zaciekawiona. Jednak potem było znacznie lepiej. Kiedy rozwinęła się znajomość Stepa i Babi cała historia zaczęła nabierać "kształtów" i miałam ochotę poznawać dalsze losy bohaterów. Jednak zawiodło mnie zakończenie. Wydało mi się być trochę niejasne, jakby pomieszane. Szkoda, że Federico Moccia nie postarał się ciekawiej zakończyć pierwszej części opowieści o tak skrajnie innych osobach.
 
"-Jestem szczęśiwa. Nigdy w całym swoim życiu nie czułam się tak dobrze. A ty?
-Ja? - Przytula ją do siebi. - Ja czuję się znakomicie.
-Tak, że mógłbyś dotknąć palcem nieba?
-Nie, nie tak.
-Jak to, nie tak?
-O wiele wyżej. Co najmniej trzy metry nad niebem."  ("Trzy metry nad niebem", str.307)
 
Gdybym miała w skrócie powiedzieć co myślę o "Trzech metrach nad niebem", to powiedziałabym pewnie, że jest to dość ciekawa, ale niezbyt ambitna książka. Do końca nie rozumiem jej fenomenu, bo według mnie nie jest to literatura "z górnej półki". Jednak jeśli "Zmierzch" zdobył całe rzesze fanów, to fakt, iż ta powieść jest lubiana mnie nie dziwi. To po prostu momentami słodka, momentami nudna historia odpowiednia na odpoczynek. A czy polecam? Dla fanów klasyki, czy powieści, w których fabuła nie pozwala o sobie zapomnieć raczej nie jest to najlepszy wybór. Ale warto spróbować, bo w gruncie rzeczy "Trzy metry nad niebem" nie są tragiczne i mają prawo się podobać. Tak po prostu, bez większego i konkretnego powodu...
 


sobota, 8 czerwca 2013

Muzycznie, a może w rytm wspomnień...?

Dzisiaj post o wszystkim i o niczym. Jednak prawie nie o książkach, bo takowy ukaże się jutro.
Najpierw o muzyce, a konkretniej chciałam się z Wami podzielić dwiema pięknymi piosenkami. Obie inne, ale mające w sobie jakąś nieuchwytną, przelotną magię. Po prostu piękne.

Najpierw moje ostanie odkrycie, przypadkowe i wyjątkowe.

 
 
A teraz coś, co nie daje mi o sobie zapomnieć z niedokońca znanych przyczyn. Może tak podziałał na mnie występ Lany na żywo? Bo przyznam, że koncert w Warszawie był wyjątkowy. A może ma na to wpływ jeszcze coś innego? Wiem, że czuję sympatię do tej piosenki za poszczególne wersy, poszczególne nuty, ale i za całość. 


O muzyce krótko, bo to co mam o niej do powiedzenia jest w samych piosenkach. Mam nadzieję, że Was te melodie porwą i zaczarują :)

Oprócz tego mamy dzisiaj 8 czerwca, czyli mija pół roku odkąd założyłam bloga. Nie jest to wielka rocznica, dlatego poświęcę na to zaledwie kilka zdań.
Dziękuję za to, że odwiedzacie i komentujecie, bo to niezwykła motywacja do dalszego pisania :) Miło mi, że 67 czytelników obserwuje mojego bloga i wiedzcie, że każda następna osoba w gronie oberwatorów cieszy równie mocno. Ale oprócz tego chciałam podziękować Szalonej ksiązkoholiczce, za to, że bardzo mi pomogła w blogowaniu i że pisze do mnie te wszystkie dziwne, śmieszne wiadomości :D A kolejną osobą, która zasługuje na podziękowania i uściski jest Mery. Również za pomoc, piękne maile i spotkanie na Targach Książki w Warszawie. Dziewczyny, cieszę się, że jesteście :)
Mam nadzieję, że kolejne pół roku będzie jeszcze lepsze i że czytelnicy zostaną tu ze mną nadal.

Jeszcze tylko kilka słów o książkach i kończę :D Jutro (lub pojutrze) pojawi się recenzja "Trzech metrów nad niebem". Wiem, że ostatnio recenzje pojawiają się dość rzadko, ale koniec roku szkolnego powoduje, że dość mało czytam, ponieważ nie mam wystarczającej ilości czasu. W każdym razie już niedługo tego czasu będzie więcej i liczę, że wtedy będę pisała częściej :)

Pozdrawiam, Owocowa