niedziela, 29 września 2013

Przemyślenia wyrwane z książek...

Źródło obrazka: KLIK
"Do tej pory byłam całością i trzymałam się, zgodnie z tym, czego tak często ludzie życzą sobie nawzajem. Teraz wiem, że zamiast zwyczajowego "trzymaj się" powinno się raczej mówić, przynajmniej od czasu do czasu: "rozleć się na kawałki". To nie jest złe życzenie pod adresem bliźniego. Coś, co się trzyma za długo, traci elastyczność i gotowość do zmian. Dlatego od czasu do czasu warto się rozpaść. To otwiera przed nami ogromne możliwości, ukazuje potencjał, z którego człowiek na co dzień nie zdaje sobie sprawy. Tak jak każda twórczość wymaga odwagi, tak samo odwagi wymaga stworzenie siebie na nowo, z kawałków." ("Miłość niejedną ma minę", str. 159)

piątek, 27 września 2013

"Wyspa z mgły i kamienia"

"Wyspa z mgły i kamienia" - Magdalena Kawka
 
Źródło okładki: KLIK
Czasami przychodzi w życiu człowieka taki moment (ewentualnie kilka...) - nie wiadomo co ze sobą zrobić, pojawia się znudzenie. Niby wszystko jest w porządku, tak jak kiedyś. Ale to tylko pozory, bo pod przykrywką chowa się pragnienie zmiany, spróbowania czegoś nowego. Jak zachować się w takiej sytuacji?
 
Julia ma ponad pięćdziesiąt lat i postanawia całkiem odmienić swoje życie. Jakiś czas temu zostawił ją mężczyzna, a córki dorosły i żyją własnym życiem. Właśnie dlatego kobieta postanawia kupić dom w cichej, kreteńskiej wsi. Julia poznaje nowe osoby, staje się bogatsza o coraz to nowe doświadczenia. Jej historia przypomni czytelnikom jak bardzo życie lubi nas zaskakiwać...
 
Po pierwsze spodziewałam się czegoś innego. Po przeczytaniu opisu stwierdziłam (jak się okazało zbyt pochopnie), że dostanę słodką, uroczą historię. Piękny domek, urocze krajobrazy, lukrowana, "niespodziewanie" spotkana miłość, może jeszcze grupka rozgadanych przyjaciółek - tego się spodziewałam. I częściowo faktycznie moje przewidywania znalazły odzwierciedlenie w powieści, ale z naciskiem na słowo "częściowo". Bo oprócz tego były tajemnice, intrygujące zagadki z przeszłości, jakby niepasujące do całej układanki elementy.
 
Niestety, szczególnie nie polubiłam bohaterów. Chociaż Julii nie mam nic konkretnego do zarzucenia, była dobrze wykreowaną postacią. Przeszła metamorfozę, stała się silna i niezależna. Ok, to chyba niezły chwyt w obyczajówkach, bo czytelniczki (rzadziej czytelnicy) lubią poznawać książki o takich kobietach. Kobietach, które napełnią serce nadzieją, że każdemu może się w życiu przydarzyć coś równie ekscytującego jak głównej bohaterce. Ale mi Julia mimo wszystko do końca nie podpasowała, brakowało mi u niej więcej emocji. Pozostałe postacie również niczym mnie nie ujęły i nie zachwyciły.
 
Co do samej fabuły... Może i pomysł sam w sobie nie był taki zły, jakby nie patrzeć to jest powieść mało wymagająca, więc i wydarzenia w niej zawarte takowe były. Autorka wprowadziła do "Wyspy z mgły i kamienia" tajemnice z przeszłości, a główna bohaterka próbowała rozwiązać zagadkę. I tu muszę przyznać, że Julia, która miała ponad pięćdziesiąt lat, zachowywała się jak szukająca wrażeń nastolatka... Żyła przygodami i czasami można odnieść wrażenie, że nic innego jej nie interesowało. Ale chyba po części taka była idea tej książki, tu nie chodziło o głębokie rozmyślania, a o fakt, iż życie może nas zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie.
 
Nie jest to książka, która szczególnie zapadła mi w pamięć, ona po pewnym czasie prawdopodobnie zostanie przeze mnie w dużej mierze zapomniana. Ale jeśli ktoś szuka powieśći odpowiedniej na chwilę relaksu takiej, przy której nie trzeba wytężać umysłu, a wystarczy czytać, to "Wyspa..." będzie w porządku. Jednak tylko tyle, na tym się jej rola (prznajmniej w moim przypadku) skończyła. 
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu MG!

piątek, 20 września 2013

Coś, co powinno się przeczytać i moje gadanie w pakiecie ;)

 
Źródło obrazka: KLIK
Cisza. Właśnie to panowało ostatnio na tutejszym blogu. Niestety wychodzi tak, że nie mam zbyt dużo czasu na czytanie (nie licząc szkolnych podręczników, ich zaczynam mieć powoli dosyć...) i takim oto sposobem przez tydzień nie było recenzji. Co więcej dziś też jej nie będzie, a to dlatego, iż spotkałam giganta, coś o czym nie czuje się na siłach pisać. Mogę Wam jedynie "rzucić" tytuł tejże powieści i zaprezentować pewien fragment. Wiedzcie, że to nie jest książka jakich wiele. Ona zostawia w pamięci pewien ślad i porusza do głębi. Mam nadzieję, że zainteresujecie się "Moim drzewkiem pomarańczowym" (autor - Jose Mauro Vasconcelos). Polecam, zachęcam... Tylko na tyle mnie w tej chwili stać.
 
"Wreszcie zrozumiałem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać takie lanie, że aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszyć ani ręką, ani nogą, ani nawet przekręcić głowy na poduszce" ("Moje drzewko pomarańczowe", str. 152)
 ~~~

 Mam nadzieję, że wkrótce będziecie mogli na blogu przeczytać recenzję "Wyspy mgły i kamienia", bo jestem w trakcie czytania tej książki i liczę, iż w ten weekend wreszcie ją skończę, bo przez obowiązki jakoś powoli mi idzie... A później zabiorę się za "Freak city" lub "Morza szept". Co według Was lepiej poznać najpierw?

Miłego weekendu! ;)

piątek, 13 września 2013

"Polowanie na motyle"

"Polowanie na motyle" - Krystyna Mirek
 
Źródło okładki: KLIK
Nie od dziś wiadomo, że lubię obyczajówki. Z tymi wadami, schematycznością i niedoskonałością. To tacy kumple, dzięki którym można poprawić sobie humor, czy porozmyślać o swoich sprawach "między kartkami", ponieważ powieści z tego gatunku nie wymagają zbyt dużego zaangażowania umysłu (albo na odwrót, nie myśleć - jak kto woli). Ale od pewnego czasu zauważyłam, iż stałam się bardziej wymagająca jeśli chodzi o literaturę i już nie zadowala mnie prawie każda przeczytana powieść, jak to kiedyś bywało. Niestety "Polowanie na motyle" autorstwa Krystyny Mirek to jedna z tych pozycji, które mnie nie urzekły i nie wyryły w mej pamięci trwałego śladu. Jednak po kolei, najpierw powinnam przybliżyć Wam, Drodzy Czytelnicy fabułę.
 
Poznajcie Weronikę, Kasię i Klaudię. Trzy młode, pełne energii kobiety. Każda z nich pragnie prawdziej miłości aż po grób, nawet jeśli czasem nie wszystkie zdają sobie z tego sprawę. Mimo to, wiadomo - życie szykuje dla nas zaskakujące scenariusze i także te młode osoby się o tym przekonają. Wiele problemów, niespodzianek, smutku czyha na nie w dorosłości. Ale oczywiście gdzieś czeka również szczęście, nawet jeśli czasami myślą, że świat wali im się na głowę.
 
"-Będzie dobrze. Jestem całkowicie pewna, że dasz sobie radę. Wierzę w zakręty na drodze.
-W co?
-W zakręty. Kiedy już myślisz, że wszystko skończone, nagle pojawia się zakręt, a za nim nowa szansa. Poczekajmy, co życie przyniesie. Tylko się nie martw." ("Polowanie na motyle", str. 171)
 
Pewnie zauważyliście, iż opis fabuły wyszedł dość... nieudolny. Ale to dlatego, że nie chciałam zdradzać szczegółów książki, a ogólnie mówiąc ciężko stwierdzić o czym jest to książka. Chyba jest na to taka banalna opowiedź, która za dużo nie mówi - o życiu. O blaskach i cieniach, o gorszych chwilach i tych, w których człowiek ma ochotę skakać z radości.
 
We wstępie wspomniałam, że "Polowanie na motyle" mnie nie zachwyciło. Dlaczego? Ponieważ moim zdaniem ta historia niczym szczególnym się nie wyróżnia. Pewnie powiecie "Tak zazwyczaj bywa z obyczajówkami". Otóż nie. Znam zarówno takie powieści z tego gatunku, którym udało się "zabłysnąć" wśród reszty. Na przykład bohaterowie. Często nawet jeśli akcja lekko kuleje, autorowi udaje się napisać błyskotliwą powieść z charakterystycznymi postaciami. A tutaj niestety tak nie było. Z pozoru nie mam nic do Weroniki, Kasi ani Klaudii. Ale już jeśli chwilkę się im przyglądam, to zauważam, iż pomiędzy nimi a mną nie wytworzyła się żadna szczególna więź. Nawet w kryzysowych sytuacjach, kiedy oni przeżywali swoje kłopoty nie czułam w stosunku do nich głębokiego współczucia, a chyba każdy mol książkowy wie, że czasami bohaterom współczuje się tak, jakby żyli w realnym świecie. Tutaj tego nie odczuwałam. Oni żyli swoim, a ja swoim życiem.
 
Sam styl pisania Krystyny Mirek nie jest wcale taki zły. Nie powiem, że się męczyłam, że mnie denerwował. Jednak, kolokwialnie mówiąc, on był po prostu "ok". Nic więcej. Zresztą tak samo jak fabuła. Chociaż historia ma ode mnie plus za to, że Autorka poruszyła temat aborcji. Uważam, że literatura to odpowiednie "miejsce" by mówić o tej poważnej i, według mnie, smutnej sprawie.
 
Wypadałoby jakoś to wszystko podsumować, zebrać w kilku zdaniach to, co czuję po przeczytaniu tej pozycji. Jak mówiłam, mnie tu nic nie zachwyciło, nie sprawiło, że mi szkoda, iż musiałam rozstać się z bohaterami. Być może tym, którzy szukają jedynie chwilowej rozrywki "Polowanie na motyle" przypadnie do gustu. To po prostu opowieść jakich wiele, z niedociągnięciami. Nieco nawina, ot taka obyczajówka.
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu

 


wtorek, 10 września 2013

"Wszechświaty"

"Wszechświaty" - Leonardo Patrignani
 
Źródło okładki: KLIK
"Wszechświaty" to jedna z tych książek, o których słyszy się jeszcze przed wydaniem, o których jest głośno na blogach, na temat których można przeczytać wiele pozytywnych recenzji. Ale wreszcie jest to również jedna z tych pozycji, które zwyczajnie mogą się podobać i (całe szczęście) nie zawodzą.
 
Alex co jakiś czas miewa omdlenia, a podczas nich widzi różne obrazy, słyszy głosy i z kimś rozmawia. Co ciekawe podobną sytuacją może się "pochwalić" Jenny. Chłopak mieszka w Mediolanie, dziewczyna w Melbourne. W końcu tych dwoje decyduje się na spotkanie. Od tej chwili ich życie zacznie przypominać dzień spędzony w wesołym miasteczku. Pełno niespodziewanych wydarzeń, podekscytowanie, momentami radość. Ale jak wiadomo po jakimś czasie takich rozrywek człowiek ma dość. A przed Alexem i Jenny wciąż pojawiają się coraz to nowe elementy układanki. Czas płynie nieubłaganie...
 
"Przez moment pomyślał, że dwoje zakochanych ludzi to nic innego jak tylko dwie przypadkowe wektory biegnące od kołyski. Mogli odbyć na mapie świata najbardziej absurdalne podróże w różnych kierunkach i nigdy się nie spotkać. Albo spotkać się wiele razy i nigdy się nie rozpoznać. Mogli wsiadać każdego ranka do tego samego autobusu, nie wiedząc nic jedno o drugim. I tak do końca ich dni, bez jakiegokolwiek wpływu na siebie. A wystarczyło tak niewiele - przypadkowa wymiana zdań, i drogi magicznie by się złączyły. Z szarych linii biegnących samotnie przekształciłyby się w jedną" ("Wszechświaty", str. 52)
 
Bierzesz książkę w dłonie i jesteś zachwycony. Właśnie tak przeciętny czytelnik najprawdopodobniej zareaguje na początku. Nietuzinkowa, nieco tajemnicza okładka, grube kartki - słowem, piękne wydanie. Potem opis - intrygujący, faktycznie zachęcający do poznania treści "Wszechświatów". Pozostaje czytać i mieć nadzieję, że wnętrze będzie równie dobre. Sprawdziłam, było.
 
Według mnie Leonardo Patrignani dobrze dopracował wizję przedstawioną w powieści. Zadbał on on najdrobniejsze szczegóły, starannie skonstruował fabułę. Momentami podczas czytania można mieć nawet problem z połapaniem się co i jak. Ale to nie dlatego, iż Autor niezrozumiale pisze. Po prostu teoria wieloświatów nie jest taka banalna. Jednak już po chwili udało mi się "wgryźć" w akcję i świetnie się bawiłam. Co ciekawe wątek miłosny, który pojawia się w powieści nie przyćmiewa innych zdarzeń, a jednocześnie jest bardzo dobrze zarysowany. Za plus uważam fakt, iż Autor nie uczynił ze sprawy uczuć nastolatków jedynego, głównego tematu pozycji.
 
Udało mi się polubić zarówno Jenny, jak i Alexa. Bardzo się cieszę, że Leonardo Patrignani nie zrobił z nich głupiutkich dzieciaków, a dojrzewających, młodych ludzi, którzy coś sobą reprezentują. Ciekawą postacią jest także niepełnosprawny, bystry Marco, który we "Wszechświatach" ma dość ważną rolę. To najlepszy przyjaciel głównego bohatera i maniak wszelkich urządzeń elektrycznych.
 
Książka ta przekonała mnie do fantastyki i być może będę po takową sięgała trochę częściej. Pomimo tego, że nie jest to powieść idealna, to żadne szczególne wady nie raziły mnie w oczy. Przyjemna historia o tym, jak silne bywa przeznaczenie. O tym, iż najpiękniejsze uczucie to takie, które jest delikatne, subtelne i prawdziwe. O tym, że warto dążyć do celu. Może Wy odkryjecie w niej coś innego, przekonajcie się.
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu dreams!
 



czwartek, 5 września 2013

"Profesor"

"Profesor" - Charlotte Bronte
 
Źródło okładki: KLIK
Ciężko w książkowym świecie nie słyszeć o osławionych siostrach Bronte. Ale mi z nimi było nie po drodze. Nawet nie dlatego, że nie chciałam przeczytać jakiejś powieści spod pióra którejś z nich. Po prostu tak wychodziło (chociaż pewne doświadczenie miałam, ponieważ oglądałam film na podstawie książki "Jane Eyre"). W końcu ten stan rzeczy uległ zmianie, postanowiłam przeczytać "Profesora".
 
Tytułowy profesor, William Crimsworth to pracowity człowiek. Pewnego dnia wyrusza do Brukseli i zostaje nauczycielem języka angielskiego. Naucza młode panny, z których niektóre sprawiają małe problemy, zaś inne mogą poszczycić się wzorowym zachowaniem i systematyczną, wytrwałą nauką. Co czeka jeszcze na Williama w Brukseli? Czy odnajdzie tam również miłość?
 
"(...) dzieci są w najwyższym stopniu szczere; nie zdążyły jeszcze nauczyć się dwulicowości; kłamią, lecz czynią to niesztucznie i wiadomo, kiedy kłamią; dorośli ludzie natomiast są bardzo fałszywi; oszukują nieznajomych, oszukują siebie nawzajem..." ("Profesor", str. 169)
 
Szkoda mi, naprawdę mi szkoda, że nie mogę powiedzieć, iż się zachwyciłam. Miałam pewne wymagania co do tej książki i chyba odrobinę zbyt wysoko postawiłam poprzeczkę. Ale, ale! To nie tak, że "Profesor" mi się nie podobał, on po prostu jak dla mnie ma zarówno mocniejsze jak i słabsze strony.
 
Minusem było to, iż czasami książka mnie nudziła, przez co niektórych z sytuacji zawartych w tejże pozycji nie czytałam z zainteresowaniem. Do takich momentów mogę między innymi zaliczyć początek, jak i sam koniec książki, lecz nie tylko. Jednak obok tych w moim mniemaniu słabszych scen, były też takie, które czytałam ciekawa tego, co wydarzy się dalej. Były takie fragmenty, przemyślena, które i do mnie trafiały. Szkoda tylko, iż nie było ich więcej.
 
Język powieści jest bardzo dopracowany. Pełno w nim wyszukanych zwrotów i starannie złożonych zdań. Na początku miałam trochę trudność z faktem, iż książkę czytało mi się dość wolno, ale mimo to starałam się przyzwyczaić do tego, jak napisany jest "Profesor".
 
Narratorem książki, jest tytułowy bohater, dzięki czemu czytelnicy będą mieli okazję dość dobrze zrozumieć jego postępowanie. Profesor to postać dobrze wykreowana. Jest to bohater pracowity, z zasadami. Co prawda jak na dzisiejsze czasy może się niektórym wydać mało realny, ale należy pamiętać, że czas akcji to epoka wiktoriańska.
 
Sama nie wiem czy sięgnę jeszcze po jakąś powieść autorstwa którejś z sióstr Bronte. Wydaje mi się, że to po prostu nie jest do końca mój świat, mi się w "Profesorze" do końca nie udało odnaleźć. Ale nie mówię, że to zła pozycja, iż nie warto jej czytać. To dobra, klimatyczna historia, tylko chyba nie dla kogoś takiego, jak ja. Lecz nie mówię stanowczego "nie", być może za jakiś czas mój stosunek do tego typu powieści ulegnie zmianie, to się okaże...
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu MG!

poniedziałek, 2 września 2013

Czas przywitać wrzesień...

Źródło obrazka: KLIK
Skończyły się wakacje i jak wiadomo większości uczniom trudno oswoić się z tą myślą. A czy jestem zadowolona z tego, jak spędziłam minione dwa miesiące po względem książkowym? Można powiedzieć, że tak. Co prawda chciałam przeczytać jeszcze więcej, ale wyszło jak wyszło i teraz nie mam możliwości tego zmienić. Listę z przeczytanymi pozycjami znajdziecie tu. Aktualnie czytam "Profesora" autorstwa Charlotte Bronte i myślę, że w czwartek możecie spodziewać się recenzji tej pozycji. A co potem? Później planuję zabrać się za "Wszechświaty" oraz "Polowanie na motyle". Na razie moje plany sięgają do tego miejsca. Co następne, to się okaże.

Z racji, iż zaczyna się nowy rok szkolny chciałam też uprzedzić, że teksty mogą się ukazywać trochę rzadziej, bo myślę, że czeka mnie dość pracowity rok. Jednak mam ogromną nadzieję, że i na czytanie i recenzowanie znajdę odpowiednią ilość czasu.

Wszystkim uczniom życzę powodzenia i dużo siły do nauki, damy radę :D