środa, 30 stycznia 2013

"Drzazga"

"Drzazga" - Ewa Nowak
 
Marta to wzorowa uczennica i córka. Doskonale dogaduje się z mamą, ale oprócz niej nie ma koło siebie bliskiej osoby. Niby żyje z siostrą w jednym pokoju, lecz to jedyna rzecz, która je łączy, ponieważ Jagna zachowuje się okropnie i siostry się nie rozumieją. Jakie są powody złego zachowania dziewczyny?
 
Książki pani Ewy Nowak to młodzieżówki jakich mało. Ale co wyróżnia je z tłumu? To, że można się z nich czegoś nauczyć, wyciągnąć pewne wnioski na przyszłość. Cenię takie powieści, ponieważ w XXI wieku jest ich coraz mniej. W większości są albo nastawione na zysk, lub służą tylko i wyłącznie jako "poprawiacze humoru". "Drzazga" oprócz tego, że napisana przyjemnym językiem, to zmusza do refleksji. Często podczas lektury zastanawiałam się nad tym, co czytam i jakie można wyciągnąć z tego wnioski.
 
Dwie główne bohaterki - Marta i Jagna - to całkiem inne, ukazane za pomocą kontrastu postacie. Współczułam bohaterkom, bo chociaż były w innych sytuacjach, to obie miały w swoim życiu ciężko. Cieszę się, iż nie jestem na miejcu którejś z nich i nadal nie potrafię zdecydować, która miała gorzej w życiu, i której było trudniej.
 
Akcja nie goni w zawrotnym tempie, ale pomimo tego powieść ta nie nudzi czytelnika, ponieważ nauka jaka płynie z książki wynagradza to w zupełności. Podoba mi sie pomysł, bo otwiera nam, czytelnikom oczy na wiele problemów społeczeństwa. Faworyzowanie dzieci to rzadzko poruszana kwestia zarówno w literaturze, jak i nie tylko. Ewa Nowak napisała powieść prostą, ukazującą problem, jak na dłoni, co dodatkowo wpływa na korzyść i sprawia, że książkę czyta się z przyjemnością.
 
Uważam, że "Drzazga" jest godna uwagi i polecenia. Cieszę się, iż miałam okazję poznać historię Marty i Jagny. Mam nadzieję, że sięgniecie po tę książkę i nie pożałujecie swojej decyzji.
 


sobota, 26 stycznia 2013

Informacja

Hej! ;) Na następną recenzję trzeba będzie trochę poczekać. Prawdopodobnie pojawi się jakoś w przyszłym tygodniu, ale nie mam pewności jak to będzie z dostępem do internetu i czasem na siedzenie przed komputerem. W każdym razie mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu uda mi się wrzucić chociaż jedną recenzję, a będzie to opinia "Drzazgi" Ewy Nowak, którą aktualnie czytam.
Pozdrawiam, Owocowa.

środa, 23 stycznia 2013

,,Siostry pancerne i pies"

 
"Siostry pancerne i pies" - Agnieszka Tyszka
 
 
Jaśka, Róźka, Teśka i Gienia to cztery siostry mieszkające z mamą ekolożką. Tata przez pracę rzadko bywa w domu, więc "babskie grono" musi sobie radzić samo. A trzeba przyznać, że życie wciąż ma dla nich wiele niespodzianek. Jak sobie poradzą z wieloma problemami? I czy siostry połączą siły, by walczyć po jednej stronie barykady?
 
Nie tak dawno na moim blogu mieliście okazję przeczytać recenzję książki tej samej autorki (TUTAJ). Teraz przyszedł czas na "Siostry pancerne i pies". Już na wstępie powiadomię ciekawskich: jest to powieść urzekająca prostotą. Niby nie ma zaskakujących zwrotów akcji, ale to nie przeszkadza w odbiorze, bo to nie jest książka, która ma zaskakiwać. Ona rozśmiesza, uspokaja, czasami zmusza do refleksji nad własnym zachowaniem. Przy niej czytelnik nie czuje dreszczyku emocji. Już przy okazji recenzowania "Wyciskacza do łez" wspominałam, że klimat goszczący w powieściach Agnieszki Tyszki trzeba polubić, poczuć. Ja zaliczam sie do grona tych, którzy do twórczości tej pani mają ogromny sentyment. Pamiętam jak zaczynała się moja przygoda z książkami tej autorki. Był wakacyjny dzień, a ja trzymałam w dłoni "M jak dżeM" siedząc na tarasie. Każda książka Agnieszki Tyszki, którą miałam okazję przeczytać, cieszy mnie na swój wyjątkowy sposób.
 
Co jeszcze jest w tej lekturze plusem? Bohaterowie! Byli oni starannie wykreowani. Jedne postacie bawiły, na innych aż ma się ochotę popatrzeć z politowaniem. Jednak wszystkich przebiły dwie małe, urocze osóbki - Teśka i Gienia. Zyskały moją sympatię swoją spostrzegawczością (czasem wręcz niepokojącą), wyobraźnią i wrodzoną serdecznością. To one sprawiały, iż na mojej twarzy gościł uśmiech i to dzięki nim ta krótka opowieść nabrała kolorów.
 
"Siostry pancerne i pies" to książka o dojrzewaniu, sile siostrzanej miłości, radzeniu sobie z problemami. O tym jak ważna jest rodzina, chociaż często o tym zapominamy. Jednak na pewo nie spodoba się wszystkim. Pewnie fani kryminałów, czy po prostu literatury z dreszczykiem nie będą zachwyceni. Ale kto wie, może warto spróbować?
 


niedziela, 20 stycznia 2013

Ciemna strona sławy - "Ostatnia spowiedź"

 
"Ostatnia spowiedź" - Nina Reichter
 
 
Zaczęło się banalnie - ona uwikłana w dziwny związek, on - gwiazda rocka, którego kochają tysiące, ale dziewczyna nie rozpoznaje w nim znanej osoby. Przypadkowe spotkanie na lotnisku sprawiło, że Ally i Bradin przegadali całą noc i czuli się dobrze w swoim towarzystwie. Później musieli się pożegnać, świadomi, iż nie mogą pozwolić sobie na miłość, a oboje muszą wracać do swoich spraw. Mimo wszystko uczucie rodzące się pomiędz nimi było silniejsze i Ally z Bradinem coraz bardziej się do siebie zbliżyli. Co z tego wyniknie?
 
Czytałam dużo pozytywnych opinii na temat tej powieści, o tym jak zaskakuje koniec. Przyznam się bez bicia, że cały ten szum sprawił, że byłam książki niezmiernie ciekawa, no bo skoro wstrząsnęła tyloma osobami, wywołała falę emocji, to chyba musiała być naprawdę zaskakująca. Zastanawiałam się jak zakończy się I tom, ale przyznam, że takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. W tym przypadku chyba mogę zaliczyć się do grona oczekujących na II część i chciałabym już teraz mieć możliwość przeczytania dalszych losów bohaterów.
 
Autorka posługuje się prostym, zrozumiałym dla młodego czytelnika językiem, ale wplata w niego niby zwykłe, lecz wyjątkowe w swojej prostocie słowa, sprawiając, że "Ostatnia spowiedź" jest wręcz kopalnią pięknych cytatów. To jeden z czynników czyniących lekturę niezwykłą.
 
Uważam, że bohaterowie byli mocną stroną powieści, ponieważ Nina Reichter doskonale ich wykreowała. Nieszablonowość postaci sprawia, że czytelnik cieszy się mając możliwość poznania ich bliżej. Polubiłam zarówno Ally, jak i Bradina. Nie zazdroszę im wyborów, jakie dane im było dokonać. Podziwiam Bradina za to, że potrafił dostrzec w swojej pracy rówinież te dobre strony, bo pamiętał jak kiedyś marzył, aby tłumy gromadziły się na występach, wykrzykując jego imię.
 
Moim zdaniem pomysł na powieść był trafiony w dziesiątkę! Z tego powodu, iż miłość głównych bohaterów nie była usłana różami i co chwilę musieli pokonywać piętrzące się przed nimi trudności. W tym momencie pragnę podziękować autorce za to, że napisała "Ostatnia spowiedź", tak piękną i poruszającą. Mam nadzieję, że następny tom zaspokoi moją ciekawość w pełni i dorówna pierwszej części cyklu.
 
Na tym kończę wychwalanie książki, bo na opisanie jak mi się podobała powoli brakuje już słów. Po prostu - jak ktoś nie czytał, niech żałuje i zacznie się rozglądać w poszukiwaniu "Ostatniej spowiedzi". Po cichu wierzę, że jeżeli ktoś po mojej opinii sięgnie po powieść, to nie pożałuje. Dodam jeszcze, iż książkę czyta się szybko i gdyby nie obowiązki prawdopodobnie nie odłożyłabym książki, dopóki nie przeczytałabym ostatniej strony. Polecam, gorąco polecam!
 
 
 


środa, 16 stycznia 2013

Spacerując ulicami Poznania

"Noelka" - Małgorzata Musierowicz
 
 
Boże Narodzenie. Kto nie lubi tych magicznych chwil? Przepełnionych rodzinnym zgiełkiem i swoistym, jedynym w swoim rodzaju klimatem. Boże Narodzenie kojarzy mi się z choinką, kolacją Wigilijną, rodziną, prezentami i ciepłem, chociaż Święta te przypadają w zimowy czas. "Noelka" opowiada właśnie o jednym z najpiękniejszych dni w roku - Wigilii.
 
Ta niezwykła powieść to siódmy tom popularnej serii "Jeżycjada" autorstwa Małgorzaty Musierowicz. Ta niezwykle utalentowana pisarka urodziła się w 1945 roku. Pierwszy, a w zasadzie zerowy tom "Jeżycjady" ukazał się już w 1975 r. Pomimo upływu czasu powieści z tej serii zachwycają sporą rzeszę czytelników, nadal ciesząc się popularnością.
 
Już po lekturze "Szóstej klepki" wiedziałam, że uwielbiam "Jeżycjadę". Za klimat, bohaterów i ciepło towarzyszące podczas czytania. Właśnie z tego powodu sięgnęłam po "Noelkę". Jakie odczucia towarzyszyły mi tym razem? Ponownie przepadłam, zatopiłam się w ten zwykły, ale jakże barwnie ukazany świat Poznania. Rozdawałam dzieciom prezenty, jako zapominalska szukałam butów na ślub i denerwowałam sie na Terpentulę, potem tego żałując. Przeżywałam z moimi literackimi przyjaciółmi i te radosne, i smutne chwile. Przez pewien czas mogłam z nimi przebywać i bardzo się z tego cieszę. Uważam, że to jest właśnie oznaka, iż czytelnik jest zadowolony z przeczytania książki.
 
Chyba nie musze nikomu tłumaczyć, że "Noelka" jest warta uwagi. Na szczęście przede mną do odkrycia wiele tomów, więc moja przygoda z tą serią jeszcze się nie skończyła, a tak naprawdę dopiero się zaczyna. Mam nadzieję, że nie macie już żadnych wątpliwości, iż nie można przegapić takiej powieści. Gorąco polecam!

sobota, 12 stycznia 2013

Cykle - 2013 r.

W tę zimową, usłaną śniegiem sobotę chciałabym przedstawić kilka moich pomysłów na bloga, na 2013 rok. Będą to różnego rodzaju cykle, które mam nadzieję, wprowadzą trochę niezwykłości w to miejsce. Niektóre zostaną wprowadzone w życie wcześniej, inne później, ale wszyskie w 2013 roku. A więc zachęcam do zapoznania się z listą i opisami moich pomysłów.

1. Rudowłosa Ania - myślę, iż tytuł mówi sam za siebie. Nie mogę tylko czytać pochwał o "Ani z Zielonego Wzgórza" i w tym roku postanawiam zapoznać się z minimum trzema częściami przygód tej szalonej osóbki. Moja wiedza na jej temat jest raczej marna, jak i znajomość jej przygód. Miałam w planach jej bliższe poznanie już w 2012 roku, ale jakoś nie wyszło. Na blogu będą pojawiały się pewnie jakieś recenzje, ulubione cytaty czy sytuacje z serii o Ani Shirley.

2. Piątkowe popołudnia - chyba nie potrafię sprecyzować czego będą dotyczyły. Zwyczajnie mają być o tym co mnie aktualnie bawi, ciekawi i o tym co według mnie jest po prostu warte uwagi. Podczas realizacji okaże się co z tego wyniknie :). Oczywiście posty z tego cyklu nie będą się pojawiały co tydzień, raczej raz na jakiś czas.

3. Stare nie znaczy gorsze - dotyczy to książek wydanych do 1990 r. Wiem, że niekoniecznie będą to książki bardzo stare, bo praktycznie rzecz biorąc rok 1990 nie jest aż tak odległy, lecz na pewno takich pozycji nie można zaliczyć do nowości. Nie wszystkie recenzje powieści wydanych przed 1990 r. będą oznaczone etykietką "Stare nie znaczygorsze", tylko wybrane.

Miał być jeszcze cykl muzycznie, ale jednak na razie go sobie odpuszczę. Na upartego można muzykę przyłączyć do piątkowego popołudnia, więc nie ma sensu tak się rozdrabniać. To tyle z moich pomysłów. Mam nadzieję, że przybiorą one taką postać, jak je sobie wyobrażam. Zobaczymy co z tego wyniknie. Mam przecież dużo czasu - cały rok ;).

Pozdrawiam, Owocowa.

piątek, 11 stycznia 2013

"Wyciskacz do łez"

"Wyciskacz do łez" - Agnieszka Tyszka
 
Marianna ma piętnaście lat i masę problemów na głowie. Jej tata nie żyje, a mama jest na tyle pochłonięta pracą, iż zdaje się córki nie zauważać. W szkole też nie jest za wesoło. Kiedy problemy zaczynają przerastać możliwości nastolatki okazuje się, że obok niej są życzliwi ludzie, którzy nie pozwolą Mariannie zostać samej.
 
Trzeba przyznać, iż życie Manny powoli zaczynało przypominać koszmar, a matka zaabsorbowana pracą udawała za wszelką cenę, że nic złego się nie dzieje i wszystko jest pod kontrolą. Była pracoholiczką, ale próbowała nie dopuszczać do siebie tej okrutnej, ale niestety prawdziwej myśli. Ta osoba - Olga - nie wzbudzała sympatii czytelnika. Jednak, co tu kryć, pracoholizm w naszym społeczeństwie jest coraz bardziej powszechny. Agnieszce Tyszce udało się w tej krótkiej powieści uzmysłowić jakże aktualny problem. Po pewnym czasie karty się odwróciły i Olga straciła pracę. Załamana kobieta nie miała nawet ochoty szukać kolejnej. Zmartwiona Marianna mimo wszystko nie traciła nadziei, iż wkrótce będzie lepiej. Pomimo tego raczej smutnego wątku uważam, że książka miała w sobie coś optymistycznego. Dawała nadzieję na lepsze jutro. O tak, to określenie tutaj doskonale pasuje. Ale czy to wystarczy, żeby skraść serce czytelników? Z tym jest pewien problem. Część zapewne uzna tę powieść za zbyt naiwną, druga część być może będzie zachwycona. A ja? Ja jestem gdzieś tak pomiędzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że cała historia była pokolorowana, zbyt idealna, ale z drugiej strony... No właśnie, jest ta druga strona, która podpowiada, że było przyjemnie. Co w tym przypadku zrobić? Chyba pozostaje mi tylko przyznać, że mam do autorki ogromny sentyment i kolejny raz miło spędziłam czas przy jej dziele, tak po prostu. Była to taka niezobowiązująca lektura, którą szybko się czytało.
 
Czy chcę polecić tę książkę? Nie wiem. Jeżeli lubicie takie historie, które dobrze się kończą i jeśli szukacie czegoś, co nadawałoby się na odpoczynek, to Wyciskacz do łez zda egzamin. W przeciwnym razie nie do końca. Nie chcę, żeby ktoś mi potem zarzucił, że tak zachwalałam, a była to młodzieżówka jakich wiele. To musi się zwyczajnie podobać. Wyciskacz do łez był moim czwartym spotkaniem z twórczością Agnieszki Tyszki. Może nie takim udanym jak z serią przygód o Neli, ale ponownie miałam okazję, aby poczuć ten klimat, który Autorka potrafi stworzyć. I chociaż jej książki są nieidealne, mają w sobie coś uroczego. Na pewno nie wszystkich oczaruje, ale zastanówcie się, czy przypadkiem nie macie ochoty sprawdzić, jakie byłyby Wasze odczucia. Zróbcie jak uważacie, decyzję pozostawiam Wam.
 
~~~
 
Życzę miłego weekendu i dużo czasu na czytanie.
~Owocowa
 


niedziela, 6 stycznia 2013

"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"

"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" - Mary Ann Shaffer i Annie Barrows
 
Juliet to pisarka, która szuka tematu na nową książkę. Niespodziewanie znajduje go poprzez korespondencję z Dawseyem Adamsem. Zafascynowana jego opowieściami postanawia wyjechać do Guernsey - miejsa, gdzie powstało tytułowe Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek.
 
Książka jest napisana w formie listów, co uważam za ciekawy i niezwykły pomysł. Czytając ma się wrażenie, iż bohaterowie żyją naprawdę i gdzieś tam przeżywają wszystkie opisane sytuacje. Chociaż, muszę uprzedzić tych, którzy "Stowarzyszenia..." jeszcze nie czytali, że na początku miałam problem. Jaki? Po prostu przez kilka pierwszych stron nie wiedziałam o co chodzi. Nie rozumiałam kto jest kim i o czym mowa. Na szczęście to tylko kilka pierwszych stron. Potem, kiedy wszystko się już wyjaśniło, byłam wręcz zafascynowana każdym listem, bo wszystkie miały w sobie coś interesującego.
 
Muszę jeszcze dokładniej wspomnieć o bohaterach, którzy nadali tej książce charakterystycznego, ciepłego klimatu. Juliet, Dawsey, Isola, Amelia - byli niesamowici. Postacie z książki to normalni ludzie, którzy musieli przetrwać trudne chwile, gdyż przyszło im żyć w czasach wojny. Co w takim razie sprawia, że są tacy niezwykli? Ich pasja, to w jaki sposób mówią o książkach. Stowarzyszenie założone tak przypadkowo stało się dla nich nieodłącznym elementem życia. Czułam sie tak dobrze mogąc czytać w jaki sposób piszą listy. Cieszyło mnie to podwójnie, ponieważ świetnie rozumiem ich fascynację książkami. Dla mnie one również są czymś, czego nie da się nawet opisać słowami. Oczywiście mozna próbować, ale chyba żadne słowa nie potrafią oddać tego pięknego klimat towarzyszącemu rytuałowi czytania.
 
"Właśnie to uwielbiam w czytaniu - w każdej książce odkrywam jakiś drobiazg, który skłania do przeczytania następnej pozycji, a tam znów jest coś, co prowadzi do kolejnej. I tak w postępie geometrycznym - bez końca i żadnej motywacji prócz czstej przyjemności" - (Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek, str.17.)
 
Co tu dużo mówić, nie widzą słabych stron w tej powieści. Dla mnie była czytelniczą ucztą, która spodoba sie pewnie większości miłośników książek, Nie żałuję czasu spędzonego podczas czytania "Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek", ponieważ była to świetna zabawa. Chociaż lektura opowiada o trudnych czasach wojny, to była napisana w taki ciepły, nastrojowy sposób. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się ze "Stowarzyszeniem..." to teraz pozostaje Wam tylko rozejrzeć się w poszukiwaniu tej niesamowitej książki. Gorąco polecam!
 


piątek, 4 stycznia 2013

Piątkowo

Witam ;). Nareszcie upragniony piątek. Dzisiaj post bardziej informacyjny. W niedzielę prawdopodobnie pojawi się recenzja "Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek". Książkę aktualnie czytam i jest...świetna! Na razie nie będę wchodziła w szczegóły, bo o tym w niedzielę. A co Wy aktualnie czytacie? Coś godnego uwagi, czy raczej mało interesującego?
Pozdrawiam i "do zobaczenia" w niedzielę :).
~Owocowa

środa, 2 stycznia 2013

"Pozwól mi odejść" i coś jeszcze.

"Pozwól mi odejść" - Lurlene McDaniel
 

Nathan do tej pory uczył się w domu, z racji, że jego matka jest nuczycielką. Jednak ostatni rok nauki przyjdzie mu spędzić w normalnej szkole. Już pierwszego dnia Lisa, dziewczyna na motocyklu, wywiera na nim piorunujące wrażenie. Co wyniknie ze spotkania tajemniczej dziewzcyny i grzecznego chłopaka?
 
Przykro mi, ale od razu muszę wspomnieć o małym minusie. Już od pierwszych stron rzucił mi się w oczy dziwny styl pisania autorki, Lurlene McDaniel. Książka jest napisana prostym, zrozumiałym językiem, ale coś mi w nim nie odpowiadało. Mimo wszystko, po tylu pozytywnych opiniach postanowiłam czytać dalej, bo byłam tej powieści niesamowicie ciekawa. Mogę Was zapewnić, że było warto.
 
Jeżeli trochę zaniepokoiliście się początkiem recenzji, to uwierzcie mi - bez obaw! Na tym kończą się słabe strony tej książki. Bowiem autorka stworzyła historię tak niezwykłą, tak chwytającą za serce, że drobne niedociągnięcia przestają mieć znaczenie. Na początku powieść wydaje się taka niepozorna, nudna. Ot, takie zwykłe zauroczenie nastolatków. Aż tu nagle, niespodzianka! Okazało się, ze to książka młodzieżowa, ale zupełnie inna od reszty.
 
Na kartach powieści mamy okazję poznać wielu bohaterów. Niektórzy z nich wyróżniali się z tłumu, inni nie. Jednak Lisa z pewnością była postacią najbardziej barwną i tajemniczą. Na początku sama nie rozumiałam jej zachowania. Intrygowała mnie i to chyba było w tej postaci takie istotne.
 
Lurlene McDaniel powoli stopniowała napięcie, żeby czytelnik nie mógł oderwać się od lektury. Najpierw wydaje się, że w książce jest za dużo niewiadomych, ale kiedy potem okazuje się z jakiego powodu Lisa robiła tak, a nie inaczej, czytelnik czuje się oszołomiony. Jak to, dlaczego - nasuwa się wiele pytań. Smutek miesza się z żalem, a jednakże mimo wszystko wciąż chce się czytać dalej.
Pod koniec powieści styl pisania autorki nie miał kompletnie znaczenia. Historia Lisy i Nathana zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Po skończonej lekturze zaczęłam zastanawiać się , co ja zrobiłabym na miejscu tej dziewczyny. Chyba nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo jest ono zwyczajnie za trudne.
 
Zachęcam, abyście sięgneli po "Pozwól mi odejść", ponieważ naprawdę warto. Dziwi mnie fakt, że ta książka jest znana na tak małą skalę, a inne książki, które nie dorastają tej do pięt są wręcz rozchwytywane. Jeżeli będziecie mieli okazję rozpocząć lekturę to nie wahajcie sie ani chwili. Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie. Gorąco polecam!
 
~~~~
 
Zdaję sobie sprawę, że na moim blogu nie było podsumowania ani życzeń noworocznych. No cóż, przepraszam. Brak podsumowania wynika z krótkiego stażu bloga, ale myślę, że na życzena nie jest jeszcze za późno :).
 
A więć życzę, aby w 2013 roku udało się Wam wykonać wszystkie plany i postanowienia. Życzę również, abyście mieli dużo czasu na czytanie książek, a także po prostu zdrowia i radości. Niech ten Nowy Rok będzie po prostu lepszy od poprzedniego ;)!
 
~Owocowa