sobota, 30 marca 2013

Życzenia połączone z moim gadaniem ;)

Nadchodzą kolejne Święta - Wielkie i Niezwykłe. A więc powinnam teraz złożyć piękne i przekonujące życenia, ale tu pojawia się problem, nie umiem składać ładnych życzeń. Właśnie dlatego będą trochę zbyt pospolite i proste, ale szczere ;)

Zdrowych, spokojnych, wesołych, spędzonych w gronie rodzinnym Świąt Wielkanocnych i mokrego Dyngusa.

A co aktualnie czytam? Przeniosłam się do niegrzecznego "Emila ze Smalandii" i dobrze się bawię. A potem, skoro wydanie składa się z dwóch powieści dla dzieci przyjdzie czas na "Lottę z ulicy Awanturników".  Jakoś po Świętach (nie mam pojęcia kiedy, ale w kwietniu) pojawi się tekst dotyczący tych dwóch dzieł Astrid Lindgren. Nie wiem czy zacznę do końca miesiąca jeszcze coś nowego, czy będę chłonęła kochane "Alibi na szczęście". Zobaczymy.

A teraz się z Wami żegnam, jeszcze raz życzę wesołych Świąt i "do napisania" w kwietniu!
Owocowa

piątek, 29 marca 2013

"W dżungli podświadomości"

"W dżungli podświadomości" - Beata Pawlikowska
 
Źródło okładki: KLIK
Podświadomość. Czym naprawdę jest? Jaki ma wpływ na nasze życie? Jest naszym wrogiem czy przyjacielem? Na te i inne pytania można znaleźć odpowiedź w nowej książce Beaty Pawlikowskiej - "W dżungli podświadomości". Autorka spróbowała w niej wytłumaczyć mechanizm działania podświadomości wykorzystując wiele przykładów z życia.
 
Przyznam, że kiedy zobaczyłam tę książkę poczułam się zaintrygowana. Wcześniej nie miałam okazji czytać pozycji tej Autorki, a wiele razy o niej słyszałam. Byłam naprawdę ciekawa co Beata Pawlikowska zaprezentowała pisząć tę książkę i czy czegoś się z niej nauczę. Pełna dobrego nastawienia zaczęłam czytać i... nieco się rozczarowałam. Ale o tym dokładniej w dalszej części recenzji.
 
Zacznę od znacznie przyjemniejszej części mojej opinii - zalet. Pierwszym plusem powieści jest wykorzystanie "żółtych karteczek", które zawierają najważniejsze informacje i przyciągają wzrok czytelnika. Były one miłym przerywnikiem w trakcie zapoznawania się z książką. Oprócz tego czytanie umilają małe, optymistyczne obrazki, które można znaleźć czasem na kartach pozycji. Na szczęście książka nie została nimi "zalana" i są dodatkiem wpływającym na korzyść.
 
Kolejnym plusem są historie, które były przytaczane w trakcie jako ilustrujące przykłady. Moim zdaniem to były najlepsze momenty książki i miałam okazję się z nich wiele nauczyć. Nie tylko o podświadomości, ale też tak zwyczajnie, o życiu. Spodobało mi się, że Autorka opowiada o swoich dawnych problemach bez skrępowania i powściągliwości. Wiele sytuacji wydawało mi się realnych. Praktycznie nie znałam ich z własnego doświadczenia doświadczenia, ale wszystkie były ciekawe.
 
Książkę czyta się szybko, ale nie jest ona przeznaczona do przeczytania na raz. Przynajmniej ja tak to odebrałam. Nad nią należy się zastanawiać i szczerze odpowiedzieć sobie na postawione pytania, które zmuszają do refleksji nad własnym życiem. Niestety, tutaj pojawia się problem. Do mnie powieść Beaty Pawlikowskiej nie do końca trafiła. Czasami mogłam przyznać Autorce rację, ale często też nie przekonywała mnie Ona do swojego zdania. Nie wiem, czy do końca tej książki nie zrozumiałam, czy wynika to z czegoś innego. W wielu momentach miałam w głowie mętlik i całość wydawała mi się zbyt skomplikowana. Czasami odnosiłam również wrażenie, iż wiele elementów się powtarza. Moim zdaniem można było skrócić książkę o sto stron i zawierałaby prawie to samo.
 
Podsumowując, trochę się zawiodłam i "W dżungli podświadomości" nie jest moją ulubioną książką. Ale mimo wszystko, jeżeli ktoś jest fanem pióra Beaty Pawlikowskiej, to może po tę książkę sięgnąć. Ja przyznam, że czasami czułam się znudzona, ale na szczęście taki stan nie utrzymywał się przez cały czas. Niektórzy pewnie zgodzą się z tym co Autorka w tej książce napisała, inni może się oburzą, ale moim zdaniem warto wyrobić sobie własne zdanie na ten temat.
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu G+J!


środa, 27 marca 2013

Stosik, czyli moje planowanie...

Hej! ;)
Dzisiaj nadszedł czas zaprezentowania stosiku, który zdążył mi się uzbierać. Poprzedni, hm... No cóż, większść nieprzeczytanych wróciło do biblioteki. Chyba tylko dwie przeczytane. Ale nie zmuszałam się i czytam inną porcję lektur :D


Od dołu:
1. "Alibi na szczęście" - Anna Ficner-Ogonowska - Można powiedzieć, że jestem w trakcie i nawet gdzieś tam widać wystającą zakładkę. Przerwałam sobie jej czytanie nie dlatego, że mi się nie podoba (mnie ona urzeka!), ale stwierdziłam, że przy ograniczonym wolnym czasie tę cegiełkę czytałabym zbyt długo (zakup własny, jeszcze z lutego (?)).
2. "Wybrani" - C.J.Daugherty - Jeszcze nie zaczęłam, ale mam nadzieję, że wciągnie mnie w wir wydarzeń i będzie to świetna powieść, tak, jak mówią recenzje (zakup własny).
3. "Pandemonium" - Lauren Oliver - Po niezwykłej pierwszej części mam ogromną ochotę na dalszy ciąg przygód Leny (z biblioteki).
4. "Perswazje" - Jane Austen - Jak to się stało, że będzie to moje pierwsze spotkanie z tą Autorką?! (z biblioteki)
5. "Poniedziałkowe dzieci" - Patti Smith - Co tu dodać? Może to, że jestem jej niesamowicie ciekawa i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie (z biblioteki).
6. "Prowincja pełna smaków" - Katarzyna Enerlich - Przeczytana, zrecenzowana, trochę się zawiodłam... (zakup własny)
7. "Emil ze Smalandii" i "Lotta z ulicy Awanturników" - Astrid Lindgren - Znalazłam przypadkowo w domu, kiedy wcześniej jej szukałam to oczywiście znaleźć nie mogłam! :D
8. "Spacerem po Nowym Jorku" - Katherine Cancila - Przeczytana, zrecenzowana, świetny przewodnik! (od G+J)
9. "W dżungli podświadomości" - Beata Pawlikowska - Czytam, niedługo recenzja (od G+J).

Jutro być może pojawi się recenzja "W dżungli podświadomości". Wydaje mi się, że ostatnio pojawia się za mało recenzji na moim blogu i nie jestem z tego zadowolona. Jednak "coś tam" czytam, "coś tam" piszę, więc tragedii nie ma ;) A teraz trochę wolnego i mam nadzieję, że uda mi się "trochę" poczytać.
Owocowa

niedziela, 24 marca 2013

"Prowincja pełna smaków"

"Prowincja pełna smaków" - Katarzyna Enerlich
 

Źródło okładki: KLIK
My, ciągle zabiegani ludzie XXI wieku, nie poświęcamy dużo czasu na rozmyślania. Nie zdajemy sobie sprawy z piękna natury i z tego, że warto cieszyć się każdą chwilą, ponieważ to co było już nie wróci. Za to główna bohaterka "Prowincji pełnej smaków" wciąż o tym pamięta i korzysta z życia, jak tylko się da!
 
Ludmiła niedługo skończy czterdzieści lat, ale wcale nie smuci się z tego powodu. Ma córkę - rezolutną Zosię i Wojtka, z którym tworzy związek "na odległóść". Oprócz tego próbuje nawiązać lepsze relacje z byłym mężem, Martinem, ponieważ chce by jej córka nie cierpiała z powodu rozwodu rodziców. I gdzieś w tym gąszczu życia Ludmiła poświęca czas na pisanie swojej pierwszej książki i uwielbia gotować. Tak naprawdę to książka o życiu, więc w między czasie wychodzi wiele niewyjaśnionych spraw.
 
Najpierw skupię sę na plusach powieści. A pierwszym z nich jest wątek Jutty i Hansa. Polubiłam go, ponieważ miał w sobie nutę tajemniczości i intrygował mnie jako czytelniczkę. I w rzeczywistości, chociaż Jutta nie była bohaterką pierwszoplanową, to chyba była na jetdną z moich ulubionych bohaterek. Jeszcze dworek w Jełmuniu... Był tak ładnie i zachęcająco opisany, że z chęcią zobaczyłabym go na własne oczy i przekonała się czy faktycznie to tak czarujące miejsce.
 
Zaletą książki jest także jej wydanie. Wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu. Niby to tylko truskawki w koszyczku leżące prawdopodobnie na jakimś stole, lecz one wyglądają tak smakowicie, że najchętniej przeniosłabym jej z okładki do realnego życia. W środku znajdują się piękne zdjęcia, dzięki czemu miałam możliwiość zobaczenia wielu ważnych elementów książki na fotografii. Rzadko książki są wzbogacane o taki dodatek, ale tutaj jak najbardziej pasował i działał na plus książki.
 
Jeżeli ktoś interesuje się gotowaniem, to pewnie odnajdzie się w tej historii. Autorka zgrabnie "wrzuciła" do powieści sporo wskazówek, które dla niektórych pewnie wydadzą się przydatne w kuchni. Przyznam, że autorka się postarała i nie zamieszczała przepisów na zbyt popularne dania, a raczej na proste, lecz pomysłowe potrawy.
 
A teraz mniej przyjemna częśc recenzji - wady. Pierwszą z nich jest według mnie fakt, że Katarzyna Enerlich słabo wykreowała bohaterów. Nie wiem, może w poprzednich częściach (których nie czytałam) byli dokładniej opisani, ale oceniając na podstawie tego co czytałam mogę stwierdzić, że postacie są nijakie. O głównej bohaterce co prawda co nieco wiemy, ale o osobach drugoplanowych już mniej. Początkowo nawet Ludmiłę polubiłam, ale potem coś się zmieniło. Ale jest bohaterka, która stła się moją faworytką - Zosia. Dziewczynka ta urzekła mnie swoimi kwestiami i szkoda, że Zosia nie wypowiadała się częściej. Oprócz Zosi na uwagę zasługiwała także wcześniej wspomniana Jutta.
 
Kolejnym minusem jest to, że ostatnie sto stron powieści trochę mi się dłużyło. Do około sto pięćdziesiątej strony książka mi się podobała, ale kiedy zakończono wątek Jutty i Hansa zrobiło się nudno. Ostatnie strony czytałam zwyczajnie dlatego, że nie chciałam "Prowincji pełnej smaków" zostawić niedokończonej. Moim zdaniem (chociaż książka ma około 250 stron) można było ją skrócić. Zostawić to, co najzabawniejsze, najważniejsze i najciekawsze.
 
W skrócie, nie jestem zachwycona tą powieścią, chociaż przyznam, że niektóre momety były interesujące. Czy polecam? Jeżeli komuś podobały się poprzednie części, to pewnie nie trzeba go namawiać. A jeśli ktoś jest w takiej sytuacji jak ja przed przeczytaniem, czyli losów Ludmiły kompletnie nie zna, niech zadecyduje sam. Momenatmi byłam zachwycona, innym razem rozczarowana, więc ciężko mi "Prowincję..." ostatecznie ocenić.

sobota, 23 marca 2013

Liebster Award

Ta zabawa od długiego czasu krąży w blogosferze. Jednak u mnie jej nie było, więc z racji, że Rosemarie mnie nominowała, dzisiaj się pojawi. A więc...

1. Masz drugie imię? Jeśli tak, to jak ono brzmi?
Mam, ale niech ono pozostanie tajemnicą ;)
2. Jaki jest Twój ulubiony autor?
Tu pojawiają się problemy. Mam ich wielu i nie potrafię wybrać jednego. Są to między innymi (przepraszam z góry, że pewnie wielu pominę) Beata Andrzejczuk, Agnieszka Tyszka, Małgorzata Musierowicz i wieeeelu, wieeelu innych.
3. Jaka jest Twoj ulubiona książka/seria książek?
Pewnie Was nie zdziwię, jeśli napiszę, że jednej jedynej nie mam. Znowu jestem zmuszona wymienić tylko kilka. "Gwiazd naszych wina", "Trylogia Czasu", "Alibi na szczęście" - które powolutku czytam. Co zabawne wszystkie są innych autorów, niż tych wyżej wymienionych, ale (powtarzam się) to tylko malutka część.
4. Jaki jest Twój ulubiony film?
"Nad życie", "Niemożliwe", "Tylko mnie kochaj", "Listy do M" (i wiele innych ;)).
5. Jaki jest Twój ulubiony serial?
"Rodzinka.pl"
6. Jaki jest Twój ulubiony wykonawca/zespół?
Powstrzymam się od odpowiedzi, bo nie potrafię wybrać jednego.
7. Jaka piosenka aktualnie jest Twoją ulubioną?
Jak wyżej. Przepraszam :D
8. Od kiedy prowadzisz bloga?
Od 8 grudnia 2012 roku.
9. Jaką masz pogodę za oknem?
Świeci słońce, ale jest zimno i leży śnieg.
10. Masz zwierzaka? Jeśli tak, to jakiego?
Psa - owczarka niemieckiego.
11. Co lubisz robić w wolnych chwilach?
W wolnych chwilach czytam, czasem coś obejrzę, różnie to bywa :)

Wiem, że moja odpowiedzi są nijakie, ale pytania były zbyt trudne by na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Nie nominuję nikogo, ponieważ wiele osób brało już udział, więc myślę, że nie ma sensu. Jutro pojawi się recenzja "Prowincji pełnej smaków", którą właśnie czytam. A Wy co czytacie w ten (nie)wiosenny weekend?
Owocowa

wtorek, 19 marca 2013

"Delirium"

"Delirium" - Lauren Oliver
 

Źródło okładki : KLIK
Miłość jest dla nas sprawą naturalną. Chociaż do końca nie potrafimy jej nazwać, zdefiniować, to z jej istnienia zdajemy sobie sprawę. Nie wyobrażamy sobie świata bez tego uczucia, z którym od najmłodszych lat jesteśmy oswajani. A co by było gdyby miłość uznać za chorobę, taką, przed którą władze nakazują się bronić? Tak okrutną wizję przedstawiła nam Lauren Oliver w niezwykłej powieści pt. "Delirium".
 
Lena niedługo skończy szkołę i nadejdzie upragniony dzień ewaluacji, a po skończeniu studiów zabieg. Nastolatka żyje w przekonaniu, że wtedy będzie szczęśliwa, ponieważ nic jej nie będzie groziło, a okrutna choroba nigdy nie wedrze się do jej ciała. Jednak wszystko się zmienia, kiedy dziewczyna poznaje Aleksa. Chłopak zrobił na niej pozytywne wrażenie, ale mimo to Lena broni się przed uczuciem, które się między nimi pojawia. Mimo to życie nastolatki zmienia się o 180 stopni i nic nie jest już takie, jak przedtem.
 
Tę książkę chciałam już przeczytać od długiego czasu. Jednak mi i tej powieści było cały czas jakoś nie po drodze. Na szczęście zmieniło się to, kiedy udało mi się wypożyczyć "Delirium" z biblioteki. Po tylu pozytywnych recenzjach, zachęcających opiniach spodziewałam się naprawdę dobrej i porywającej historii. Nie zawiodłam się. Mimo faktu, że jestem raczej zwolenniczką innego gatunku, książka wywarła na mnie pozytywne wrażenie i cieszę się, że wreszcie zdecydowałam się na zapoznanie losów Leny i Aleksa.
 
Narracja jest prowadzona z punktu widzenia dziewczyny i od razu Autorka ma ode mnie plusa. Dzięki takiemu zabiegowi miałam okazję dobrze rozumieć dziewczynę i nie musiałam zgadywać jakie emocje i myśli nią kierowały. Przyznam, że dobrze odnajduję się w książkach z narracją pierwszoosobową i w tym przypadku było tak samo. Na kartach powieści dobrze poznałam Lenę i wydaje mi się, że Lauren Oliver stworzyła postać realną, taką, która mimo odległych czasów w jakich żyje, może być wsród nas. Kierowały nią typowo ludzkie i naturalne uczucia, takie, z którymi i my codziennie mamy do czynienia.
 
Jednak nie tylko Lena jest postacią, która zapada w pamięć czytalnika, w "Delirium" jest takich bohaterów cała masa! Jedną z osób, którą polubiłam i chciałabym poznać w realnym życiu jest Alex. Był taki silny psychicznie i odważny, ale z drugiej strony delikatny i chłopięcy. Na uwagę zasługuje również Hana i Grace. Obie polubiłam i bardzo sobie cenię. Hana, najlepsza przyjaciółka Leny nie była wyidealizowana. Była ładna i miła, ale nie zawsze i nie dla wszystkich. Potrafiła także pokazać się od drugiej strony, tej ciemniejszej i odważniejszej. Za to Grace nieśmiała, skryta, z dziecięcą wrażliwością wzbudzała sympatię, bo... zwyczajnie miała w sobie coś pozytywnego.
 
Akcja nie zawsze pędzi szybko. Osobiście uważam, że początek nie był powalający i niektórym może się nie podobać. Co prawda nie mogę powiedzieć, że się nudziłam, ale od pierwszych stron nie śledziłam losów bohaterów z wypiekami na twarzy. Dopiero około setnej strony książka wciąga czytelnika w wir zdarzeń i zmusza do tego, bo poznawać ją dalej.
 
Teraz napiszę coś banalnego i zwyczajnego. Lubię tę książkę. Za Lenę i Alexa, za Hanę i Grace, za Głuszę, za plażę nad oceanem i za dom z numerem 37, w którym często chowali się bohaterowie. Lubię ją nawet z nudniejszymi momentami. A końcówka... Muszę się powstrzymać być jej nie zdradzić. No cóż... Kto czytał, to wie, że chyba jej w dosłownym sensie nie da się lubić, chociaż po części jest piękna. Uważam, że nawet Ci, którzy tego typu książek nie lubią powinni po nią sięgnąć. Dlaczego? Myślę, że w tym przypadku gatunek nie jest ważny. To książka, która ma w sobie cząstkę piękna i smutku, i nie powinno się jej od razu skreślić.
 
A teraz tak na koniec, podsumowując. Do przeczytania zachęcam, bo warto. Ja już mam ochotę poznać dalsze losy bohaterów i cieszę się, że "Pandemonium" koło mnie leży i pewnie za kilka dni będę ją mogła poznać. Dajcie i wy porwać się tej niezwykłej historii, która zabierze Was w głąb siebie i cały czas będzie zachęcała, by czytać dalej. Ci co czytali, pewnie sie ze mną zgodzą...

piątek, 15 marca 2013

Piątkowe popołudnia - cz.3.

Są osoby, które książki traktują nadzwyczaj poważnie. Pilnują, żeby nic się przypadkiem nie zagięło i nie pobrudziło. Kiedy widzą, że strona jest trochę zniszczona, najchętniej kupiliby nowy egzemplarz, nawet, jeżeli jest to zbyteczne, bo poprzedni spokojnie nadaje się do użytku. Ale jest też drugi typ czytelnika. Taki, który notuje w książce swoje przemyślenia, zagina kartki, żeby przypadkiem nie zapomnieć gdzie znajduje się ciekawy i kluczowy fragment. Często z uśmiechem lub smutkiem wymalowanym na twarzy wraca do tych ukochanych i najważniejszych momentów książki. Każda powieść nabiera dla takich osób wartości sentymentalnej. Uważają książki za skarbnicę wspomnień i emocji. Ja przyznam, że o książki (pomińmy szkolne podręczniki) z reguły dbam. Piszę z reguły, bo myślę, że nie popadłam jeszcze w paranoję, tylko zwyczajnie je szanuję. Chociaż przyznam, że uważam posiadanie powieści o wartości sentymentalnej za coś przyjemnego i niezwykłego. A wy? Jakim typem czytelnika jesteście? :)

~~~
 
Wiem, że dosyć długo nie pisałam (poprzedni post był opublikowany w niedzielę). Jednak jutro, lub pojutrze prawdopodobnie pojawi się recenzja "Delirium", które aktualnie czytam. 

niedziela, 10 marca 2013

"Spacerem po Nowym Jorku"

"Spacerem po Nowym Jorku" - Katherine Cancila
 
Źródło okładki : KLIK
Podróż do Nowego Jorku to od pewnego czasu jedno z moich marzeń. To miejsce jest jednym z najbardziej znanych i obleganych miast na świecie. Słynie ze Statui Wolności, czy Empire State Building. Kiedy zobaczyłam w internecie ten przewodnik wiedziałam, że przypadnie mi do gustu, a poznawanie na kartach książki ciekawych miejsc dostarczy niezapomnianych wrażeń. Nie myliłam się. "Spacerem po Nowym Jorku" to przewodnik, który w ciekawej formie przedstawia wiele przydatnych informacji.
 
Plusem tej pozycji jest jej staranne i przykuwające wzrok wydanie. Ta dość mała książeczka zmieści się bez problemu w plecaku czy torebce osoby podróżującej. W środku znajdują się zapierające dech w piersiach fotografie, które z przyjemnością oglądałam i podziwiałam. Dodatkowo strony nie są zbyt cienkie, dzięki czemu nie będą się szybko niszczyły.
 
Katherine Cancila zadbała o to, by w niespełna 200 stronach znalazły się wszystkie przydatne informacje dla zwiedzających. "Spacerem po Nowym Jorku" zawiera nawet tak dokładne dane, jak stacje metra, którymi należy się poruszać podcza wyprawy. Można dowiedzieć się również, gdzie warto zjeść i czego nie można przegapić będąc w tym tętniącym życiem mieście. Dzięki szczegółowym, lecz krótkim tekstom o wszelkiego rodzaju atrakcjach, turyści mogą zdecydować co chcą zobaczyć na żywo, a co tylko na zdjęciu umieszczonym w przewodniku.
 
Kolejnym elementem zasługującym na pochwałę jest fakt, iż Autorka nie skupiła się jedynie na muzeach. Zaprezentowane miejsca w przewodniku są na tyle zróżnicowane, że każdy, niezależnie od zainteresowań i upodobań, znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. Książka ta przewiduje również możliwość zwiedzania miasta z dziećmi, czy w przypadku, kiedy na poznawanie Nowego Jorku mamy tylko weekend.
 
Na kartach tej pozycji znalazły się również przydatne zakładki typu "Polecane lokale", "Warto wiedzieć", czy "Rada bywalca". Dzięki nim można szybko i z łatwością znaleźć najpotrzebniejsze w danym momencie informacje. Uważam, że to umili czytelnikom zapoznawanie się zksiążką.
 
Reasumując, "Spacerem po Nowy Jorku" zasługuje na chwilę uwagi. Polecam go zarówno tym, którzy o podróży do Nowego Jorku marzą, jak i tym, którzy już takową planują. Naprawdę warto zaopatrzyć się w tę pozycję, ponieważ z pewnością dużo łatwiej jest się z nią poruszać po tak dużym mieście. Ja nie żałuję czasu spędzonego podczas czytania tej pozycji i przyznam, że dzięki lekturze tej książki dowiedziałam się wiele ciekawych rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Jeszcze raz polecam!
 
Za możliwości przeczytania i zrecenzowania ksiąki dziękuję wydawnictwu G+J!

piątek, 8 marca 2013

Piątkowe popołudnia - cz.2.

Cześć!
Dzisiaj kolejna odsłona cyklu "Piątkowe popołudnia". Ostatnia dotyczyła współpracy z wydawnictwami, a dzisiaj pojawi się temat...młodzieżówek. No właśnie, co sądzicie na temat literatury młodzieżowej? Czy zawsze powieści tego rodzaju są skazane na porażkę i ogólną niechęć czytelników? Wydaje mi się, że nie. Oczywiście jest wiele pozycji tego typu, które nic sobą nie reprezentują i niewarto po nie sięgać. Ale z drugiej strony mamy całą masę dobrych i pouczających książek młodzieżowych! Moim zdaniem jedną z wielu autorek młodzieżówek na wysokim poziomie jest Ewa Nowak. Trzeba przyznać, że książki tej Pani utrzymują da się lubić, a i można się czegoś z nich nauczyć. Autorka ta ma swoich wiernych fanów. Ja nie czytałam rzecz jasna wszystkich książek, które wyszły spod jej pióra, ale by zapoznac się z kilkoma miałam okazję. Ale odbiegam od tematu... Poprzez napisanie tego posta chciałam poznać Wasze zdanie na ten temat. Czekam na Wasze wypowiedzi w komentarzach. A więc...
Co Wy o tym sądzicie? Jakich autorów książek młodzieżowych polecacie?

środa, 6 marca 2013

"Pamiętnik"

"Pamiętnik" - Nicholas Sparks
 
Źródło okładki: KLIK
Ja czytałam w innym wydaniu :)

Wiele osób pisze pamiętniki. Dzięki nim mają możliwość uporządkowania faktów i emocji. Takie zapiski są pomocą i czytając własne przemyślenia wspominają różne wydarzenia. To pewnego rodzaju książka, która dla samego autora jest bardzo cenna i ma wartość sentymentalną. W takich pamiętnikach często kryją się historie smutne, radosne, zaskakujące i - jak w tym przypadku - romantyczne.
 
Allie jako nastolatka przyjechała wraz z rodzicami na wakacje do Karoliny Północnej. Tam poznała Noaha i od pierwszego spotkania pojawiło się między nimi silne uczucie. Niestety, rodzice dziewczyny uważają, że ten siedemnastoletni chłopak nie zasługuje na uwagę ich córki. Z tego powodu młodzi zostają rozdzieleni. Co wyniknie ze spotkania Allie i Noaha po czternastu latach od pamiętnych wakacji?
 
Przyznam, że po tej książce nie spodziewałam się za dużo. Wcześniej oglądałam ekranizację i słyszałam, że jest dużo lepsza od pierwowzoru. Jednak pozytywnie się zaskoczyłam! W trakcie czytania spostrzegłam, że mimo, iż nie jest to arcydzieło literatury, to kryje w sobie kilka elementów pozytywnych, które umilają zapoznawanie się z powieścią.
 
Po pierwsze zachwyciły mnie opisy. Z reguły za nimi nie przepadam. Chociaż może nie tyle nie przepadam, co nie przykładam do nich dużej wagi. Ale w "Pamiętniku" były piękne! W szczególności te, które dotyczyły przyrody wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Nie dłużyły się, a sprawiały, iż mogłam wyobrazić sobie towarzyszącą bohaterom scenerię. Tak więc tutaj opisy były na swoim miejscu i bardzo mi się podobały.
 
Kolejnym elementem zasługującym na pochwałę jest fakt, że powieść czyta się szybko. To plus, ponieważ "Pamiętnik" jest pozycją przeznaczoną na chwilę relaksu i nie powinna się ona dłużyć. Tę książkę bez problemu można przeczytać w jeden lub dwa wieczory, co zachęca, by ją poznać. Myślę, że w dużej mierze lekki styl pisania autora wpłynął na tempo czytania.
 
Minusem powieści jest szablonowość i przewidywalność. Wiadomo, to jest właśnie tego tpu literatura, która nie zaskakuje. Jednak mimo wszystko Autor mógł się pokusić o odrobinę ekstrawagancji. Tego mi tutaj zabrakło - momentów, kiedy siedziałabym z szeroko otwartymi oczami i z niecierpliwością przewracała kartki, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Chyba właśnie przez ten element zabrakło mi w książce "tego czegoś". Jakiegś chociażby jednego wyjątkowego elementu, który przykułby moją uwagę.
 
Podsumowując, spodziewałam się nudnej historii, a dostałam przyjemną i lekką lekturę. Co prawda, jak już wspomniałam, nie jest to arcydzieło, bo do takowego tej powieści sporo brakuje. Ale jeżeli nie postawi się jej wysoko poprzeczki, to wyjdzie to czytelnikowi na korzyść, gdyż nie będzie prawdopodobnie dużego rozczarowania na Jego twarzy. Czy polecam? Jeżeli ktoś lubi lekkie, nieco szablonowe historie napisane przystępnym językiem - tak. W przeciewnym razie zdecydujcie sami. 


piątek, 1 marca 2013

Witamy marzec!

Nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy. Za to widomo, że luty minął. Dwa miesiące 2013 roku za nami i dzisiaj witamy kolejny - marzec. To taki czas, kiedy na wielu blogach pojawia się podsumowanie lutego. Z racji, że ja nie mam czym się chwalić jeżeli chodzi o ilość przeczytanych książek, a i każdy może to sobie sprawdzić w zakładce u góry, nie będę teraz wypisywała tytułów przeczytanych w lutym. Za to jest inna sprawa, którą muszę się pochwalić. Bowiem udało mi się nawiązać współpracę z wydawnictwem G+J!  Bardzo się z tego faktu cieszę i dodam, że już idzie do mnie pierwsza pozycja do recenzji. Jaka? Oczywiście potrzymam Was trochę w niepewności i teraz tego nie zdradzę ;) Wspomnę tylko, iż jest to książka o mieście, które bardzo bym chciała kiedyś odwiedzić. Może któś wie jaka to pozycja?
Zaraz skończę moje wywody, jeszcze tylko chwilka. Chciałam jeszcze napisać, że za miesiąc planuję zamieścić podsumowanie marca i mam nadzieję, że ilość przeczytanych książek będzie dłuższa niż ta lutowa.
Miłego weekendu spędzonego z ciekawą książką!
Owocowa