czwartek, 28 lutego 2013

"Gwiazd naszych wina"

"Gwiazd naszych wina" - John Green
 
Źródło okładki : KLIK
Choroba, ból, niespełnione ambicje, smutek, rozgoryczenie i rozpacz. Wszystkie te tematy są trudne, czasem nawet zbyt ciężkie by o nich mówić na porządku dziennym. Boimy się rozmawiać o śmierci, a nawet myśleć. Większośc ludzi uważa, że lepiej, kiedy te sprawy pozostaną tematami tabu i nie będą zaprzątały nam głowy. Lecz nie w tej książce. Ona jest wręcz przepełniona rzeczownikami wymienionymi w pierwszym zdaniu. "Gwiazd naszych wina" bez skrępowania opowiada o tym, co najtrudniejsze...
 
Hazel to szesnastolatka, która od kilku lat ma raka. Mama martwiąc się, że córka wpadła w depresję postanawia zawozić ją na grupę wsparcia. Dziewczyna jest raczej negatywnie nastawiona do tego sposobu spędzania wolnego czasu, ale chodzi tam, by nie sprawić rodzicom przykrości. Pewnego dnia na spotkaniu grupy wsparcia pojawia się nowy chłopak - Augustus. Odtąd życie Hazel zmienia się o 180 stopni.
 
Nie wiem jak powinna wyglądac recenzja tej książki, bo do niej nie potrafię podejść bez emocji, na spokojnie. Dzieje się tak, ponieważ powieść ta, to nie jest lekkie czytadło, o którym zaraz po przeczytaniu się zapomina. Gra ona na emocjach i zmusza czytelnika do refleksji nad jednymi z najtrudniejszych spraw. Ale po kolei...
 
Bardzo przywiązałam się do bohaterów. Poznałam ich na tyle dobrze i zaprzyjaźniłam się z nimi na tyle mocno, że traktuję ich po części jak znajomych. To tacy moi literaccy przyjaciele, którzy stali się dla mne ważni. Byli ukazani realistycznie, chociaż często nie da się ich ustawić w jednym szeregu ze "zwyczajnymi" nastolatkami w ich wieku. Z pewnością dlatego, że życie na kartach powieści ich tego nauczyło i nie pozwoliło na niektóre zachowania, które dla typowej młodzieży są zwyczajnie i naturalne. Mimo to (a może dzięki temu) Hazel i Augustusa polubiłam i przyzwyczaiłam się do ich nieco oficjalnego sposobu rozmowy.
 
John Green doskonale przedstawił fabułę. Książka dzięki temu jest naprawdę ciekawa i chwytająca czytelnika za serce. Ukazuje życie. Uświadamia, że nie zawsze wszystko jest takie, jakim się wydaje i że czasem nasze plany ulegają dużym zmianom. Pomimo, iż "Gwiazd naszych wina" nie nastraja optymistycznie, to jest w niej coś pięknego, prawdziwego. Coś takiego, za co pozycję tę się uwielbia i ceni.
 
Już w trakcie czytania zdałam sobie sprawę, że to jedna z najlepszch książek jakie do tej pory przeczytałam. Co prawda do około 90 strony wydawała mi się ona zwyczajna. Niby ciekawa, ale typowa. Na szczęście potem przekonałam się, że jest inaczej. Przeżywałam tę powieść, wczułam się w nią i ciężko mi po skończenej lekturze przestać o niej myśleć. Ale to dobrze, bo tego właśnie oczekuję od książek i cieszę się, że wreszcie taką miałam okazję przeczytać.

Polecać już chyba nie muszę. Kto przeczytał recenzję, to na pewno wie, że poznać "Gwiazd naszych wina" warto. Można sięgnąć bez cienia wahania i "przepaść" na jej kartach. Jeżeli któś jeszcze tego nie uczynił, niech żałuje. To naprawdę pięknie napisana opowieść o gonitwie za marzeniami, przepełniona mądrymi cytatami. Dziękuję Autorowi za tak niezwykłą historię...


sobota, 23 lutego 2013

Stosik!

Hej!
Dawno nie było stosu. Właściwie to na moim blogu był tylko jeden. W tym, który dzisiaj zaprezentuję są głównie książki z biblioteki i jedna własna. Oczywiście to nie będą wszystkie jakie przeczytałam, wypożyczyłam od poprzedniego stosu. To książki, które niedługo będę czytała lub właśnie czytam.
 
Od dołu:
1. "Pamiętnik" - Nicholas Sparks - z biblioteki, oglądałam film i postanowiłam zapoznać się z wersją literacką, chociaż słyszałam, że film lepszy... (z biblioteki)
2. "Na południe od granicy, na zachód od słońca" - Haruki Murakami - to będzie moje pierwsze spotkanie z twórczością tego Pana, mam nadzieję, że udane (z biblioteki)
3. "My na wyspie Saltrakan" - Astrid Lindgren - nic dodać, nic ująć :) (z biblioteki)
4. "Ty, ja i fejs" - Jay Asher & Carolyn Mackler - nie planowałam wypożyczać, ale jak zobaczyłam, to nie mogłam się powstrzymać :D (z biblioteki)
5. "Pretty Litte Liars. Kłamczuchy" - Sara Shepard - ostatnimi czasy jest głośno o tej serii, więc postanowiłam przeczytać I tom (z biblioteki)
6. "Gwiazd naszych wina" - John Green - perełka dzisiejszego stosiku, właśnie czytam, wkrótce recenzja (zakup własny)
Coś czytaliście z mojego stosu? Jakie książki szczególnie polecacie?
 
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu,
Owocowa


piątek, 22 lutego 2013

"Mama, Kaśka, ja i gangsterzy"

"Mama, Kaśka, ja i gangsterzy" - Ewa Ostrowska
 
Źródło okładki: KLIK
Wakacje to czas błogiego lenistwa, na który czekają wszyscy uczniowie. Niezależnie czy mają lat 8, 14, czy 17. Te dwa miesiące wolności są światełkiem w tunelu w czasie roku szkolnego, który zazwyczaj niezwykle się dłuży. W wakacje jest dużo czasu na wszystko to, na co w czasie nauki brakuje nam chwili. A wreszce w trakcie tych dwóch miesięcy można znaleźć niebywałą okazję do przeżywania przygód i rozwiązywania zagadek!
 
Danka i Kaśka to czternastoletnie siostry bliźniaczki. Tata zostawił je, kiedy były małe. Dlatego teraz mieszkają jedynie z nieobliczalną, zabawną mamą, przy której nie sposób się nudzić oraz z psem, kotem i zaskrońcem (!). W wakacje trzy osoby płci żeńskiej wraz z rodzinnym inwentarzem wyruszają na Mazury. Nikt by się nie spodziewał, że czas tam spędzony zapamiętają zapewne do końca życia...
 
Książka ta czekała u mnie na półce bardzo długo. Kiedyś zaczęłam ją czytać, ale po kawałku zostawiłam. Nagle ponownie zapragnęłam poznać historię przezabawnej rodzinki. Teraz powiem, że nie żałuję, chociaż powieść ta nie jest doskonała, to czytając dobrze się bawiłam, więc nie szkoda mi czasu nad nią spędzonego.
 
Bohaterowie byli śmieszni, uroczy, ale zabrakło mi jakichś szczegółów z życia Danki i Kaśki. Wiemy jedynie, która z nich się dobrze uczy, która jest wyższa, a która szczuplejsza. Ale na próżno szukać informancji o ich zainteresowaniach i pasjach. Szkoda, ponieważ uważam, że dzięki temu "Mama, Kaśka, ja i gangsterzy" stałoby się pozycją jeszcze lepszą. Mimo to główne postacie powieści polubiłam. A mama była osóbką z tak wybujałą wyobraźnią, z tak dużym poczuciem humoru, że nie sposób przejść obok niej obojętnie.
 
Akcja pędzi szybko i nieustannie coś się dzieje. Jednak uważam, że niektóre wydarzenia były zbyt szablonowe i szczerze mówiąc na koniec spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że Autorka pokusi się o niebanalne zakończenie i trochę bardziej się wysili, a z moich oczekiwań niewiele wyszło. Pod tym względem się zawiodłam, ale zważając, że to książka dla dzieci, można przymknąć na ten element oko i nie mieć do Ewy Ostrowskiej żalu.
 
Czy polecam? Sama nie wiem. Prawdopodobnie nie będziecie tej książki czytali z wypiekami na twarzy, poruszeniem i niecierpliowoścą. Za to będziecie mieli okazję, by poczuć klimat Mazur, wakacji i nieźle się ubawić. W takim wypadku mogę wnioskować, że to powieść idealna na chwilę odpoczynku i relaksu. To pozycja, którą czyta się szybko, więc będzie idealna na te dni, kiedy na czytanie jest wyjątkowo mało czasu i mamy dosyć poważnych tekstów. Jeżeli szukacie właśnie "czegoś takiego" to bez obaw możecie po nią sięgnąć!
 
"O wiele piękniej brzmią akty skruchy z zaklęciami na "zawsze" i na "nigdy", ale to są zaklęcia kłamliwe - tak twierdzi mama, a ja mamie wierzę i przyznaję rację" ("Mama, Kaśka, ja i gangsterzy", str.45.)
 
 
 


niedziela, 17 lutego 2013

"Rok w Poziomce"

"Rok w Poziomce" - Katarzyna Michalak

źródło okładki: KLIK
Każdy o czymś marzy. Jedne marzenia są tajemnicą, inne mamy ochotę obwieścić całemu światu. Ale wszystkie dają nam chęć do życia i sprawiają, że codziennie wstajemy z łóżka i witamy nowy dzień. Niektóre się spełniają, inne pozostają na zawsze tylko w naszych głowach. Ale jedno jest pewne - warto marzyć. Bo nasze pragnienia często się spełniają i trzeba w to wierzyć.
 
Ewa ma trzydzieści dwa lata i marzy o małym, białym domu bez łap. Pewnego dnia znajduje ogłoszenie i od razu wie, że placówka na sprzedaż musi być jej. Niestety nie jest na tyle bogata, by zakupić dom. Bank może nie udzielić jej kredytu, ponieważ "nie rokuje". Nagle pojawia się okazja i Ewa rozpoczyna pracę w wydawnictwie swojego przyjaciela ze studiów. Wtedy w życiu głównej bohaterki zachodzą zmiany i nareszcie ma ona okazję, by być szczęśliwą osobą.
 
Plusem powieści z pewnością są bohaterowie. Katarzyna Michalak doskonale ich wykreowała i czytając odnosi się wrażenie, iż są to osby, które bardzo dobrze znamy, jak przyjaciół w realnym życiu. Każda postać była niezwykła i nadawała książce kształtu i charakteru. Myślę, że gdyby nie dobrze wykreowani bohaterowie, powieść całkiem by mi się nie spodobała.
 
Akcja nie stoi w miejscu, to muszę przyznać. Co chwilę coś się dzieje, nawet jeżeli wydarzenia nie są zaskakujące. To jest kolejny plus "Roku w Poziomce". Katarzyna Michalak nie pozwala bohaterom odpocząć i co chwilę musieli się oni mierzyć z przeciwnościami losu. Powieść ta zawiera ciekawy wątek Karoliny, który faktycznie uświadamia nam, że warto marzyć i wierzyć, że nasze pragnienia się kiedyś spełnią.
 
Autorka posługuje się prostym, zrozumiałym językiem, Z tego powodu książkę czyta się strasznie szybko. Pomimo, że pozycja ta liczy troszkę ponad trzysta stron, bez wysiłku można ją przeczytać w dwa, lub trzy wieczory. To dowód na to, że jest to powieść nieabsorbująca, taka, przy której nie trzeba zbytnio mysleć i się wysilać.
 
Teraz Czytelniku pewnie wydaje Ci się, że "Rok w Poziomce" ma tyle plusów, iż bez wahania trzeba go przeczytać. Zatem oznajmiam, czego mi w tej książce zabrakło. "Tego czegoś" - atmosfery, klimatu, porywającej i ciepłej historii. Próbowałam na kartach powieści to odnaleźć, ale bez skutku. Po prostu po tej książce spodziewałam się czegoś lepszego, za wysoko postawiłam poprzeczkę i pomimo tylu pozytywnych cech "Roku w Poziomce" zawiodłam się. Nie na tyle, by powiedzieć, że kompletnie nie podobała mi się historia stworzona przez Katarzynę Michalak, ale na tyle, by nie zaliczyć jej do ulubionych, urzekających pozycji.
 
Podsumowując, powieść mnie z pewnością nie oczarowała. Mimo to planuję przeczytać jeszcze jakąś inną książkę tej Autorki. Po co? Po to, by sprawdzić kolejny raz na własnej skórze, czy faktycznie proza Katarzyny Michalak coś w sobie kryje, że czytelnicy tak ją uwielbiają i polecają. Tak więc prawdopodobnie dam Autorce drugą szansę. Ale do przeczytania "Roku w Poziomce" Was nie zmuszam, ale i nie odciągam od tego pomysłu. Przecież każdy może odebrać tę książkę inaczej, więc nie powinnam Wam tej szansy odbierać. Zdecydujcie sami.
 



środa, 13 lutego 2013

"Poczwarka"

 "Poczwarka" - Dorota Terakowska
 
To przykre, ale często niepełnosprawni są traktowani jak osoby gorsze, niezasługujące na szacunek. Z góry zakładamy, że niewarto z takimi ludźmi spędzać czasu, rozmawiać. Odsuwamy się od nich, ponieważ tak jest wygodniej, a po części boimy się kontaktu z takimi osobami. Wydaje nam się, że mogą nas czymś zarazić, że przez nich staniemy się inni. A co by było, gdybyśmy zastanowili się co takie osoby myślą, co czują? Jak odbierają świat i nas - "pełnosprawnych"? Dorota Terakowska w książce pt. "Poczwarka" ukazała życie dziecka z zespołem Downa i ludzi z jego otoczenia.
 
Autorka poruszyła w tej powieści sprawę niebywale trudną, taką, którą wygodniej omijać. Na szczęście znalazł się ktoś, komu udało się o dziewczynce niepełnosprawnej napisać i to nie byla jak, pięknie. Z wrażliwością, ale bez zbędnego "owijania w bawełnę". Dzięki tej książce czytelnik ma niebywałą okazję, aby zrozumieć takie osoby i to mi się w tej pozycji podobało.
 
Czytając tę powieść miałam również okazję obserwować osoby z otoczenia Myszki (chorej dziewczynki). Mama głownej bohaterki starała się córkę pokochać, chociaż to nie było łatwe. Jej próby często kończyły się niepowodzeniem, ale najważniejsze było to, że się starała, próbowała dotrzeć do Myszki. Zaś ojciec oddalając się od rodziny wybrał sobie drogę także trudną, może nie tak jak mama dziewczynki, ale również przepełnioną wewnętrznym bólem i cierpieniem. Rodzice Myszki byli ukazani bardzo realistycznie, przez co odnosi się wrażenie, że mogą żyć gdzieś obok nas. Ich uniwersalność sprawiła, iż nie czułam się w ich towarzystwie obco, bo mieli odruchy typowo ludzkie, zwyczajne.
 
Lektura ta napisana jest zwykłym, zrozumiałym językiem. Był on na tyle prostu, że książkę czytało mi się dosyć szybko. Mimo to nie jest to powieść do przeczytania "na raz", ponieważ problem, którego dotyczy, jest zbyt trudny, żeby móc go szybko "połknąć". Z nim trzeba się najpierw oswoić, a potem przeżywać na swój własny sposób. Każdy odbierzę tę książkę pewnie trochę inaczej, gdyż nie ma jednej właściwej reguły, według której czytelnik jest zmuszony się poruszać.
 
Pozycja ta z pewnością nie należy do lekkich, łatwych, przyjemnych. Nie jest to lektura na jeden wieczór, przy której można się odprężyć. Mimo to, tę powieść warto poznać, gdyż to, co zrozumiemy poprzez jej przeczytanie wynagrodzi nam czas przy niej spędzony. Chociaż uprzedzam, że "Poczwarkę" przepełnioną metaforami w gruncie rzeczy cięko zrozumieć. Dla mnie niektóre elementy książki wciąż pozostają tajemnicą.

poniedziałek, 11 lutego 2013

"Niemożliwe"

Film -  "Niemożliwe"
reż. Juan Antonio Bayona
 
Dla jasności. To nie jest recenzja, to nieskładny, chaotyczny tekst, który tylko w bardzo małym stopniu oddaje moje odczucia po obejrzeniu filmu pt. "Niemożliwe".
~~~
Macie czasem tak, że słysząc od innych, iż film jest świetny, wiecie, że i Was urzeknie? Ja miałam tak właśnie z tą produkcją. Byłam zwyczajnie pewna, że "Niemożliwe" mi się spodoba. Chociaż, czy taki film ma prawo się podobać? On raczej porusza widza na tyle mocno, że ciężko się od niego uwolnić. Idąc do kina moja ciekawość sięgała zenitu. Potem film się zaczął, a ja przepadłam. Czas nie miał już znaczenia, łzy płynęły po policzkach. Chłonęłam go przejęta, podziwiając aktorów, to, jak niesamowicie dobrze potrafili wczuć się w swoje trudne role. Dodatkowo fakt, że film to prawdziwa historia jednej z rodzin potęgował moje oszołomienie.
 
Nie pamiętam żebym kiedyś płakała oglądając film, to chyba był pierwszy taki przypadek. W końcu pojawiły się napisy końcowe, a w mojej głowie nadal panował chaos, bo to dzieło nie jest jednym z tych, które po chwili się zapomina, ono na długo kołata się w pamięci widza.
 
Chyba prędko nie zobaczę filmu, który dorównałby temu, gdyż "Niemożliwe" jest jedyne w swoim rodzaju i strasznie się cieszę, że miałam w swoim życiu okazję, by go zobaczyć. Jeśli ktoś nie widział, niech żałuje...

piątek, 8 lutego 2013

Piątkowe popołudnia - cz.1.

Przyszedł czas na rozpoczęcie cyklu "piątkowe popołudnia". Zastanawiałam się o czym powinien być pierwszy wpis. Aż w końcu mam pomysł, chociaż nie jestem pewna, czy dobry. Bowiem piewsza odsłona tego cyklu będzie dotyczyła współpracy z wydawnictwami. To temat...dyskusyjny. Z tego co czytałam w internecie są zwolennicy, jak i przeciwnicy takowej współpracy. Z jednej strony darmowe książki za napisanie recenzji wydają sie być korzystną okazją, ale z drugiej człowiek robotem nie jest. A czasem podobno wydawnictwa "zasypują" wręcz książkami. Trzeba wziąć pod uwagę, że blogerka "X" chodzi do szkoły, na basen, angielski i nie zawsze ma czas na czytanie i recenzowanie. A kolejka książek do przeczytania rośnie z każdym dniem, zegar tyka. Ja jako, że w blogosferze pojawiłam się całkiem niedawno, to mało wiem na ten temat, bo żadnej współpracy nie nawiązałam. Czasem myślę, że w przyszłości byłoby fajnie, ale mam jakieś mieszane uczucia. Dlatego chcę, aby Ci, którzy mają jakieś doświadczenie w tym temacie napisali w komentarzu jak to było z nimi, czy są zadowoleni ze współpracy. Zachęcam do dyskusji i mam nadzieję, że kilka osób się wypowie.

czwartek, 7 lutego 2013

Najsilniejsza dziewczynka świata - "Pippi Pończoszanka"


"Pippi Pończoszanka" - Astrid Lindgren
 
Z racji, że ja jeszcze jedną nogą tkwię w dzieciństwie i z racji, że Mery oto tym postem mnie przekonała, postanowiłam przeczytać coś autorstwa Astrid Lindgren. Rozpoczęłam poszukiwania, bo pamiętałam, iż coś tej Pani kiedyś u mnie w domu zamieszkało, ale znaleźć nie mogłam. Nie poddawałam się i w takim razie postanowiłam udać się do biblioteki. Zaczęłam zastanawiać się co konkretnie wypożyczyć. "Dzieci z Bullerbyn"? "To już czytałam" - przewinęło mi się przez myśli, chociaż dobrze ich nie pamiętałam, raczej jak przez mgłę, to wiedziałam, że była to moja lektura w podstawówce. Aż tu nagle zaświtała mi w głowie chyba wszystkim znana Pippi. Niestety, ja tylko oglądałam film i uznałam, że to doskonała okazja, by nadrobić zaległości. Tak oto rozpoczęła się moja przygoda z rudowłosą dziewczynką.

Ze stron książki aż bije radość i beztroskie chwile dzieciństwa. Podczas czytania nie sposób choćby jeden raz się nie uśmiechnąć, ponieważ przygody Pippi nastrajają czytelnika optymistycznie. Już wypożyczając tę krotką książeczkę czułam, że czytając będę dobrze się bawiła. W końcu to już klasyka literatury dziecięcej, o której trudno nie słyszeć.

Pierwsza część przygód o dziewięcioletniej Pippi podzielona została na jedenaście rozdziałów, z czago każdy opowiada o odrębnej przygodzie tytułowej bohaterki, Tommy'ego i Anniki. Ciężko wybrać mi jedną z nich, taką, która w szczególności podbiła moje serce, ponieważ wszystkie były wyjątkowe i bardzo mi się podobały. Jednak chyba najbardziej rozśmieszył mnie rozdział, który opowiadał o tym, jak policjanci chcieli zabrać Pippi do domu dziecka.

"Ja jestem dzieckiem, a to jest mój dom, a więc jest to dom dziecka. I miejsce też tu mam. Bardzo dużo miejsca!" - "Pippi Pończoszanka"
 
 
Jestem pewna, że "Pippi Pończoszanka" to świetna lektura nie tylko dla dzieci. Dorośli podczas czytania przypomną sobie własne dzieciństwo i także będą się doskonale bawili. Zaś najmłodsi razem z dziewięcioletnią Pippi przeżyją niezapomniane chwile i pewnie zapragną takiej przyjaciółki, bo kto nie chciałby jej poznać?
 
A więc chociaż przez chwilę pobiegajcie z Pippi po drzewach, pójdźcie do cyrku, wyprawcie przyjęcie urodzinowe i zróbcie dużo, dużo więcej. Jeżeli jeszcze nie przeczytaliście tej powieści, to jak najszybciej nadrabiajcie zaległości, bo tej książki przegapić nie można. Zwyczajnie, trzeba ją poznać i już!
 

 

Cykl: Stare nie znaczy gorsze


środa, 6 lutego 2013

Tym razem inaczej

Film - "Jeden dzień"
reż. Lone Scherfig
Na podstawie powieści Davida Nicholsa.
 
 
Teraz, kiedy po premierze tego filmu emocje opadły, a szum ucichł i ja chciałam coś o "Jednym dniu" napisać, gdyż wczoraj miałam okazję go obejrzeć. Mam nadzieję, że dzięki temu on na dłużej pozostanie w mojej głowie, bo na pewno warto go mieć schowanego w zakamarkach pamięci. Filmów nie oglądam nałogowo, raczej na tyle rzadko, że być może łatwo mnie zaskoczyć, nie wiem. Ale jednego jestem pewna - nawet największy fan kina powinien go zobaczyć, ponieważ naprawdę warto. Pozostaje mi teraz mieć nadzieję, iż i książkę będzie mi dane kiedyś przeczytać i że ona również mnie oczaruje, tak jak film, który docenia się nie tylko w trakcie oglądania, ale również po. Dziękuję za tak piękną historię, dziękuję.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Jak biznesman staje się człowiekiem... - "Stokrotki w śniegu"

"Stokrotki w śniegu" - Richard Paul Evans
 
James Kier to bezwzględny biznesman, który żyje jedynie pracą. Pewnego dnia przez pomyłkę w gazecie ukazuje się wiadomość o jego śmierci. Mężczyzna dowiaduje się, co myślą o nim inni, jak jest postrzegany. Przerażony własnymi czynami postanawia naprawić wyrządzone szkody, ale jak się potem okazuje, to wcale nie jest takie łatwe.
 
Często czytam książki, które mi się podobają, ale zazwyczaj nie wywierają one na mnie piorunującego wrażenia. Na szczęście ze "Stokrotkami w śniegu" było trochę inaczej, bo one wręcz zmuszają nas do zastanowienia się nad swoim zachowaniem, nad swoim życiem. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Richarda Paula Evansa i okazało się jak najbardziej udane. Wypożyczyłam tę książkę po części przypadkowo, bo wcześniej autor jedynie "obił mi się o uszy". Po skończonej lekturze mogę śmiało napisać, że było warto i że czas poświęcony "Stokrotkom w śniegu" nie był zmarnowany. Powieść ta, to świetna lekcja życia, miłości i człowieczeństwa, którą przeczytać powinien każdy. Podczas lektury co chwilę się nad czymś zastanawiałam, a pod koniec zrobiło mi się smutno - to dowód na to, że książka porusza czytelnika.
 
Wypożyczając ją ze szkolnej biblioteki nie spodziewałam się za wiele. Ot, cudowna metamorfoza. Okazało się, że naturalność bohaterów, uniwersalność problemu i prosty styl pisania autora sprawiły, że książkę tę polubiłam i cenię. Richard Paul Evans udowodnił, że żeby napisać dobrą, mądrą książkę wystarczy z pozoru prosty pomysł, a jeżeli autor go w pełni wykorzysta, to reszta potoczy się już sama.
 
Powieść uświadomiła mi, że nigdy nie jest za późno na zmiany i każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Dzięki niej zrozumiałam jak łatwo kogoś zranić przez własny egoizm. To smutne, ale my, ludzie często postępujemy jak główny bohater. Może nie w takim stopniu, ale jednak... Kierujemy się przede wszystkim własnym dobrem i nie zważamy na to, co stanie się z drugim człowiekiem. A przecież często należy pomyśleć, jak my byśmy się w takiej sytuacji czuli.
 
Może nie jest to arcydzieło literatury, a Richard Paul Evans zainspirował się "Opowiścią wigilijną", ale to nie zmienia faktu, iż książka jest warta uwagi. Czyta się ją szybko i gdyby nie brak czasu na czytanie, pewnie przeczytałabym ją dużo szybciej, niż w 6 dni, Dlatego jeżeli macie wolny wieczór weźcie "Stokrotki w śniegu" do ręki i sami zobaczcie, co w sobie kryją. A jeżeli przypadkiem nie macie teraz na nie ochoty, to prawdopodobnie ta książka na Was poczeka i przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ją poznać.
 
~~~
 
Ferie mijają mi stanowczo za szybko i nie wiem jak to się stało, że zaczął się już ich drugi tydzień. W tym tygodniu będę miała więcej czasu na czytanie i bloga, więc mam nadzieję, że posty będą ukazywały się dosyć często. Mam także w planach rozpoczęcie jednego cyklu. Domyślacie się którego?
Pozdrawiam, Owocowa.