środa, 30 października 2013

Krótki wywiad

Nie wiem czy wiecie, ale uwielbiam serię "Pamiętnik nastolatki". Przygody Natki bardzo mnie pochłaniają, być może dzieje się to za sprawą lekkiego stylu pisania Beaty Andrzejczuk. W dodatku widać, że Autorka rozumie współczesną młodzież, więc powieści z tej serii są bardzo życiowe. Aktualnie jestem w trakcie czytania siódmej, już ostatniej części PN. Z jednej strony cieszę się, że poznam zakończenie, ale z drugiej szkoda mi, że będę musiała rozstać się z bohaterami (pozostanie mi jedynie wracać do poprzednich części). Ale przejdźmy do meritum. Bowiem jakiś czas temu zadałam Pani Beacie Andrzejczuk kilka pytań, czego owocem jest ten krótki wywiad. Zapraszam do przeczytania :)
Moja ulubiona częśc
Ja: 1. Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? Interesowało to Panią "od małego", czy przyszło jakoś z biegiem czasu?
Beata Andrzejczuk: Przyszło z biegiem czasu. Wcześniej lubiłam pisać, ale to tak bardziej na zasadzie: lubię pisać, jeść dobrą czekoladę, obejrzeć dobry film itd. Ot, bez większego znaczenia :)
J: 2. Czy ma Pani taką osobę, która zawsze czyta na bieżąco najnowsze zapiski do powieści, którą aktualnie się Pani zajmuje? Czy woli Pani trzymać wszystko w tajemnicy, a dopiero potem prezentować komuś gotowe dzieło?
B.A.: Pierwszą osobą, która czyta całość jest zawsze mój wydawca. Przy serii PN, dużo pomogła mi Martynika, ale ona czytała fragmenty, nie całość.
J: 3. Jest Pani zadowolona, kiedy kończy Pani pracę nad każdą kolejną książką? Bo że czytelnicy są, to wiadomo, ponieważ seria "Pamiętnik nastolatki" cieszy się sporą popularnością. A jak to wygląda z Pani perspektywy, oddycha Pani z ulgą, czy raczej twierdzi, że mogło być lepiej?
B.A.: Jestem szczęśliwa, gdy pod kolejną książką piszę : ,,Koniec" Myślę, że to normalna cecha i wiele osób cieszy, gdy coś kończy: remont domu, wypracowanie, projekt itd. Natomiast na tym etapie zupełnie nie potrafię ocenić, czy napisałam dobra książkę, czy bardzo słabą. Na tym etapie nie ma się zupełnie dystansu. Ocenić mogę (ze swojej perspektywy) dopiero po upływie kilku miesięcy.
J: 4. Pod koniec września wychodzi ostatnia, siódma część PN. Będzie Pani tęskniła za Natką, Maksymem i resztą bohaterów? Czy uważa Pani, iż kolejne części byłyby pisane już na siłę i lepiej zająć się kolejną książką, która wyjdzie pod szyldem Klubu Pamiętnika Nastolatki? (pytania były zadawane we wrześniu)
B.A.: Zżyłam się z bohaterami PN. Będę tęskniła, ale kolejne części to byłaby już seria dla dorosłych kobiet, a ja pragnę pozostać przy młodzieżówkach.
J: 5. Zawsze stara się Pani planować jak potoczą się losy bohaterów i jak zakończy się książka? Czy siada Pani i pisze pod wpływem chwili?
B.A.: Nigdy nie planuję. Nie potrafię pisać według konspektów. Ja sama lubię, gdy mnie moi bohaterowie zaskakują, gdy mi się wymykają spod kontroli. To jest wówczas ekscytujące.
J: 6. Skoro jest Pani pisarką, to zapewne są takie książki, które mogłaby Pani polecić swoim czytelnikom. Zdradzi Pani tytuły dzieł, które według Pani warto poznać?
B.A.: Ja się wychowałam na książkach Krystyny Siesickiej, ale gdy poleciłam ją przyjaciołce Martyniki, to jej się nie podobała. Była dla niej niezrozumiała. Ja myślę, że powinno się zaczynać przygodę z czytaniem od książek, które nam się po prostu podobają, a każdy ma inny gust więc zachęcam do poszukiwań.
Bardzo dziękuję, że zechciała Pani udzielić odpowiedzi na te kilka pytań :)

A Wy znacie "Pamiętnik nastolatki"? Jeśli nie, to mam nadzieję, że tym postem zachęciłam Was do rozejrzenia się za całą serią. Gorąco polecam ;)

sobota, 26 października 2013

"Mój Adam"

"Mój Adam" - Ewa Nowak

Źródło okładki: KLIK
Wstępy do recenzji książek o miłości i związkach wydają mi się szalenie banalne. No bo co nowego można odkryć w tej sprawie? Wiadomo, że miłość jest ważna, potrzebna, że to niezwykle silne uczucie. I ja nic nadzwyczajnego tu nie zawarłam. Jednak należy pamiętać, że pod przykrywką ckliwości i wyświechtanego już tematu kryją się naprawdę ważne sprawy. Nawet, jeżeli czytając kolejny raz o sile miłości powiecie "to już było, nuda". Czasem okazuje się, że niektórym Autorom udaje się spojrzeć na takie sprawy z ciekawszej strony i ująć wszystko w niby banalne, lecz interesujące wydarzenia.


Odnoszę wrażenie, że ten wstęp wyszedł strasznie chaotyczny i niezrozumiały. A więc należy się Wam kilka słów wyjaśnień. "Mój Adam" to najnowsze dzieło Ewy Nowak, które całkiem niedawno ukazało się w księgarniach. Tym razem mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań. Każde z nich dotyczy sfery związków i miłości. Paradoksalnie każde z opowiadań jest do siebie bardzo podobne, a jednocześnie całkiem inne.

Autorce udało się ująć ten temat w ciekawy sposób. Jeden rozdział dotyczy konkretnej, odrębnej historii. Właśnie dlatego każdy znajdzie tu coś dla siebie. Mamy przeróżne scenariusze, ciekawych bohaterów i to wszystko jest napisane prostym, poprawnym stylem. Widać, że Ewa Nowak to już dojrzała pisarka, a nie debiutująca, dopiero próbująca swoich sił autorka.

Książkę rozpoczyna opowiadanie zatytułowane "Co ja właściwie zrobiłam?".  Niby zwykłe, lecz stawiające przed nami trudne i ważne pytanie, na które do dzisiaj ciężko udzielić mi jednoznacznej odpowiedzi. Następne w kolejce są "Ciocie Marylki". O relacjach córki z nowym mężczyzną jej matki. Znowu mające w sobie pewną głębie, pomimo prostoty. "Dobra ocena" mówi według mnie o pewnej niedojrzałości niektórych nastolatków do związków i do miłości. "Kogoś trzeba poświęcić" już o dojrzalszej kobiecie, która jest postawiona przed strasznie trudną decyzją. "Ostrosłup prawidłowy o podstawie czworokątnej" oraz "Ostatni raz" może nie zapadające szczególnie w pamięć, Chociaż to nie znaczy, że gorsze. "Ten moment" zrobił chyba na mnie największe wrażenie. Być może dla kogoś niczym się nie wyróżni, myślę, że dla każdego inne opowiadanie może stać się bliskie. Mnie poruszyło akurat to, boleśnie uświadamiając pewne sprawy. "Nasze szczęście" w zasadzie jakoś szczególnie mnie nie ujęło, ale to nie zmienia faktu, że dotyczy spraw ważnych. "Już mnie nie denerwuje" przypomina, że coś się kończy, coś się zaczyna. O radzeniu sobie ze słabnącym uczuciem i niezrozumieniem z drugą połówką. "Pomyłka", pokazująca jakie figle może spłatać los i co znaczy zbieg okoliczności. "Nie szukaj doskonałości" trochę smutne, bo przypominające o tym, że wiele związków kończy się nieoczekiwanie, wydawać by się mogło, że w najmniej spodziewanym momencie. Chociaż... czy któryś moment byłby w ogóle odpowiedni i niezaskakujący? "Kiełczewski" kończący zbiór opowiadań. O nagłej fascynacji z niekoniecznie słodkim skutkiem.

Tak oto w sumie książka zawiera 12 opowiadań. Wszystkie napisane według mnie na podobnym poziomie, a to, że niektóre bardziej przypadły mi do gustu, inne odrobinę mniej, to już prywatne odczucia. Jednak pisząc tę recenzję doszłam do wniosku, że "Mój Adam" nie podobał mi się tak, jak "Bransoletka". Nie zrozumcie mnie źle, ja uważam, że to dobra pozycja. Tylko, że zdaję sobie sprawę, iż po przeczytaniu wiele opowiadań "zlało mi się" i pewnie po tytułach nie potrafiłabym z pamięci wymienić o czym było poszczególne z nich bez zerknięcia i sprawdzenia. Może na "Mojego Adama" trzeba trafić będąc trochę starszym i mając więcej niż piętnaście lat? Chociaż z drugiej strony odnoszę wrażenie, iż młodzież powinna czytać takie publikacje, aby wyciągnąć pewne wnioski i czegoś się nauczyć.

Na koniec mogę powiedzieć tyle - nie skreślajcie "Mojego Adama", bo jest wart uwagi. Tylko zastanówcie się kiedy po niego sięgnąć. Wydaje mi się, że po prostu po przeczytaniu 12 opowiadań o związkach zrobiło mi się tego odrobinę za dużo, a wszystkiego i tak nie zdołałam zapamiętać. Ale polecam, mimo wszystko polecam.

niedziela, 20 października 2013

John Legend czaruje, czyli tym razem nie o książkach

Nie jestem dobrze obeznana w świecie muzycznym i ten książkowy jest mi zdecydowanie bliższy. Jednak to nie oznacza, że muzyki nie słucham. Słucham dla przyjemności, relaksu i pięknych tekstów. Mam kilka ulubionych zespołów, czasami zauważę coś innego. I tak jakoś, o ile mnie pamięć nie myli, w sierpniu "wpadłam" na Made to love. Spodobało się... I słuchałam co jakiś czas tej piosenki nie zagłębiając się szczególnie w inne utwory tego samego wykonawcy. Ale potem nadeszła fascynacja innymi piosenkami i okazało się, że na najnowszej płycie Legenda są też inne melodie, które jeszcze bardziej mi się spodobały. Mowa tu przede wszystkim o dwóch piosenkach. Pierwsza z nich nosi tytuł Save the night i jest według mnie cudowna (tutaj mogłabym wymienić masę innych pełnych entuzjazmu epitetów, ale Wam tego oszczędzę). Nie potrafię opisać co mnie tak w tym utworze urzekło... W każdym razie uwielbiam słuchać tej piosenki przed snem, odrabiając lekcje, ucząc się (zdaję sobie sprawę, że to nie jest raczej utwór do takiej czynności przeznaczony, ale dzięki tej piosence nawet to, co związane ze szkołą staje się mniej denerwujące), uwielbiam ją śpiewać i po prostu czuć. A pod numerem czternastym na krążku kryje się You&I. Klimatyczne, z jakąś wyczuwalną być może tylko dla mnie nutką tajemniczości. Ładne, ładne... Oczywiście na płycie jest więcej interesujących melodii i być może dla kogoś z Was inne utwory wydadzą się lepsze. Warto sprawdzić, posłuchać, zagłębić się w płytę Love in the future, może i Wy odkryjecie w niej coś szczególnego.

sobota, 19 października 2013

"Karminowy szal"

"Karminowy szal" - Joanna M. Chmielewska
 
Źródło okładki: KLIK
Przyjaźń to coś pięknego. Chociaż brzmi to strasznie banalnie i ckliwie, to jednak taka jest prawda. Nie wyobrażam sobie życia bez tych strasznie ważnych dla mnie osób. Niestety czasami tak bywa, iż szkolne przyjaźnie po czasie się "rozmywają" i ludzie patrzą na nie jedynie z sentymentem, zupełnie jakby nie pamiętali, że kiedyś te szkolne znajomości były jednymi z ważniejszych spraw. Jednak czasami bywa też tak, że stare przyjaźnie da się kontynuować nieprzerwanie przez bardzo długi czas. A jeśli nie kontynuować, to odnowić. Tak, jak w "Karminowym szalu".
 
Magda, Marta i Maria poznały się w ośrodku, do którego z powodu choroby uczęszczały. To tam się uczyły i przeżywały wiele przygód. Nie zawsze dobrych, czasami takich, które zostały przez wiele lat przemilczane. Pewnego dnia Magda, Marta i Maria postanawiają się spotkać. W taki oto sposób odnowią swoją dawną znajomość i postanowią zrobić coś, co pozwoli im chociaż w małym stopniu zapomnieć o pewnej skrzętnie ukrywanej sprawie.
 
"Karminowy szal" zapowiadał się bardzo obiecująco. Dość pozytywnie nastawiona do lektury rozpoczęłam czytanie. Po przeczytaniu ostatniej strony mogę powiedzieć, że mam co zarzucić tej książce, więc bez mojego marudzenia się nie obejdzie. Ale nie martwcie się, na minusach się nie kończy, bo książka ma też swoje mocne strony!
 
Nie chciałabym za dużo zdradzać, ale napiszę, że powieść trochę za bardzo przypominała mi "Poduszkę w różowe słonie" tej samej Autorki. I nie chodzi mi tu o styl pisania Pani Chmielewskiej (na marginesie - poprawny i adekwatny obyczajówce), czy inne tego typu detale. Mam raczej na myśli fabułę. Niby było inaczej, ale według mnie na korzyść książce by wyszło, gdyby tajemnica dotyczyła czegoś innego. A tak to poczułam się jakbym dostała jedynie "powtórkę z rozrywki". A szkoda, bo podejrzewam, że gdyby nie ten szkopuł, to byłabym bardziej zadowolona z lektury.
 
Na szczęście, tak jak już wspominałam, można ten powiedzieć o książce coś pozytywnego. Bowiem "Karminowy szal" nie dotyczy jedynie przeszłości, ale też tego co dorosłe Magda, Marta i Maria przeżywają aktualnie. W zgrabny sposób przeplata się to ze wspomnieniami i taki zabieg mi odpowiadał. A te trzy dorosłe kobiety przeżywają akurat ważne da nich chwile. Właśnie dlatego w powieści można przeczytać o ich rozterkach, problemach, miłościach, radościach, po prostu o życiu.
 
Nie do końca wiem jak mam ocenić książkę pod względem bohaterów (a raczej głównie trzech najważniejszych bohaterek, bo to o nich dowiadujemy się w tej historii najwięcej). Powiedzenie, że były do siebie podobne i nijakie minęłoby się w moim mniemaniu z prawdą. Lecz napisanie, że bardzo się do nich przywiązałam i poczułam, że między nimi a mną wytworzyła się taka nić porozumienia, też nie odpowiada moim odczuciom po przeczytaniu. Dlatego stwierdzę jedynie, że są dosyć dobrze wykreowane, a to jak je czytelnicy odbiorą to chyba indywiduana sprawa.
 
Czy polecam? Mimo wszystko tak, ale bardziej tym, którzy nie czytali "Poduszki w różowe słonie" (co nie oznacza, że Ci którzy ją czytali mają od razu "Karminowy szal" spisać na straty, niech się po prostu zastanowią). To książka, która pokazuje zarówno blaski i cienie ludzkiego żywota. Można z nią spędzić miło czas, a tego typu powieści przydadzą się na długie, jesienne wieczory.
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu MG!
 


niedziela, 13 października 2013

"Bransoletka"

"Bransoletka" - Ewa Nowak
 
Źródło okładki: KLIK
Powstała cała masa książek opowiadających o nastolatkach. Poziom tego typu powieści to już zupełnie inna sprawa... Z lekkim wahaniem pokuszę się nawet o stwierdzenie, że większość z nich jest słabych i nijakich. Ale oczywiście taka sytuacja nie może mieć miejsca, gdy autorką jest Ewa Nowak. Ta pisarka kolejny raz udowodniła, że ma niebywały talent nie tylko do pisania, ale też do rozumienia współczesnej młodzieży.
 
"Trzeba sobie podziękować za to, czego się razem dokonało, docenić to, co kto komu dał i grać z nowymi ludźmi w następnym przedstawieniu." ("Bransoletka, str. 243)                      
 
Weronika twierdzi, że nie ma łatwego życia. Mama w ogóle jej nie słucha, a tata i brat wiecznie się z niej naśmiewają. W dodatku ze swoją przyjaciółką Magdą powoli traci kontakt i nie potrafi się z nią dogadać. Kiedy na szkolnej wyciecze poznaje Łukasza jest nim wręcz oczarowana i schlebia jej fakt, że ktoś się nią zainteresował. Chłopak proponuje jej wyjazd na ferie na warszaty teatralne, a ona nie kryje entuzjazmu i chętnie przystaje na jego propozycję. Jednak jej radość kończy się wraz z chwilą, gdy okazuje się, iż Łukasz szukał jedynie kogoś, kto będzie mógł pojechać na jego miejsce, gdyż on woli wybrać się z tatą w Alpy. Weronika jest załamana i jedzie na warszaty z ogromną niechęcią i złym nastawieniem. Okazuje się, że te z pozoru nic nieznaczące dwa tygonie to prawdziwa lekcja życia, a po wyjeździe wiele spraw ulegnie zmianie.
 
Już po wstępie najprawdopodobniej domyśliliście się, że będzie to pozytywna recenzja. Ale to nie jest jedynie pozytywna opinia, bo ja jestem tą książka zachwycona! Miałam okazję w swoim życiu przeczytać już niejedną powieść spod pióra Ewy Nowak, lecz "Bransoletka" na tle tych książek Autorki, które czytałam wypada najlepiej.
 
Książka obfituje w wiele interesujących wydarzeń i strasznie wciąga, przez co nie mogłam się od niej oderwać. Wyglądało to w ten sposób, że zaczęłam ją piątkowego wieczoru, a w sobotę po południu miałam już lekturę za sobą. Być może działo się to także za sprawą krótkich rozdziałów. Gdy kończyłam jeden w mojej głowie pojawiała się myśl "następny taki krótki, przeczytam chociaż jeszcze ten", ale zazwyczaj na jednym się nie kończyło, bo z ciekawości rozpoczynałam kolejny.
 
Bohaterowie w przypadku "Bransoletki" to temat rzeka. Postacie w książce są barwne i nietuzinkowe. Weronika w roli szukającej sensu życia nastolatki sprawdziła się idealnie. Bardzo ją polubiłam, bo nie traktowałam jej jedynie jako bohaterki książkowej. Bowiem była ona przedstawiona w taki sposób, że bez problemu można uznać, iż ktoś taki jak ona żyje naprawdę. Jednak na niej nie kończy się fenomen postaci powieści. Ogólnie uczestnicy warsztatów byli charakterystyczni i dobrze wykreowani. Kasia, Rita, Irena, Karol, Olek, Tomek to grupa tak fascynująych osobowości, że aż mi trochę szkoda, iż mogłam ich poznać jedynie na kartach książki, a nie naprawdę.
 
Kto zna choć trochę twórczość Ewy Nowak zapewne wie, że pisze ona z niebywałą lekkością. Lecz w "Bransoletce" urzekło mnie coś jeszcze - trafność spostrzeżeń. Dzięki nim pozycja nabiera dużej wartości i z powodzeniem możemy się z niej czegoś nauczyć. Zamieszczony w recenzji cytat to jedynie malutka część tego, co kryje w sobie książka.
 
Jak podsumować tak dobrą książkę? Wydaje mi się, że wytarczy, że po nią sięgniecie, a ona sama się obroni. "Bransoletka" to dowód na to, iż literatura młodzieżowa to nie tylko durne opowieści o niczym. Polecam, tylko tyle (lub aż tyle) mogę teraz zrobić.


piątek, 11 października 2013

Stało się...

Źródło okładki:  KLIK
Stało się. Tak jak zapowiadałam adres bloga uległ zmianie. Teraz możecie czytać moje teksty pod adresem www.wyspa-kultury.blogspot.com. Ale dlaczego tak właściwie to zrobiłam? Powód jest prosty - poprzedni mi się nie podobał. Takim oto sposobem narodził się w mojej głowie plan, a dzisiaj go zrealizowałam. Zmianie uległ też wygląd bloga, m.in. pojawił się nowy nagłówek zrobiony przez moją przyjaciółkę (dziękuję :*). Dodatkowo od dzisiaj możecie śledzić mojego bloga na facebooku KLIK. Oczywiście zachęcam do polubienia :) Jak będzie wyglądała sprawa z obserwatorami przez bloggera tego nie wiem, być może trzeba będzie uczynić to jeszcze raz, ale myślę, iż nie będzie to stanowiło dla Was problemu. No tak... a więc rozgośćcie się na tej oto Wyspie Kultury. Już niedługo nowe posty.
Pozdrawiam,
Owocowa

środa, 9 października 2013

"Dziedzictwo"

"Dziedzictwo" - C.J. Daugherty
 
Mamy w swoim życiu grono zaufanych osób, takich, którym powierzamy swoje sekrety i nie wyobrażamy sobie bez nich życia. A teraz pomyślcie - jakbyście się czuli, gdyby któraś z tych osób Was zdradziła, okłamywała? Niepokojące, prawda? Właśnie z takim problemem muszą zmierzyć się bohaterowie "Dziedzictwa", czyli kontynuacji bestsellerowej powieści "Wybrani".

Allie po wakacyjnej przerwie wraca do Akademii Cimmeria. A nowy rok szkolny oznacza kolejne przygody, gdyż szkoła jest w niebezpieczeństwie. Nathaniel czuwa i tylko czeka na odpowiedni moment...

Pamiętam jak na początku kwietnia czytałam "Wybranych". Ależ mi się podobało! I nareszcie po kilku miesiącach oczekiwania miałam okazję zapoznać się z "Dziedzictwem". Tylko czy się nie zawiodłam? Wiadomo jak to czasami bywa z wyczekiwanymi kontynuacjami. Jednak możecie być spokojni. Druga część jest równie dobra i spędziłam z nią bardzo miło czas.

Akcja cały czas pędzi na przód i Autorka zadbała o to, by czytelnicy nie mieli czasu na nudę. Od książki wręcz ciężko się oderwać i bez przerwy byłam ciekawa jaki los C.J. Daugherty zgotowała bohaterom na kolejnych stronach. Dodatkowo zazwyczaj rozdziały kończyły się w takich momentach, iż mimowolnie zaczynałam kolejny, by sprawdzić jak też potoczyła się konkretna sytuacja.

W powieści mamy całą paletę różnych osobowości. Można tu spotkać zarówno tych, których łatwo polubić, jak i takie postacie, z którymi nie chcielibyśmy mieć do czynienia w prawdziwym życiu. Bardzo lubię Allie i myślę, że mogłybyśmy zostać przyjaciółkami. Co tu dużo mówić, przez te dwie części się do niej przywiązałam. Mimo to, nie tylko ona jest postacią, którą zaskarbiła sobie moją sympatię. Do tego grona mogę również zaliczyć intrygującego Sylvaina, bystrą Zoe, sympatyczną Nicole i Rachel - przyjaciółkę Allie. Za to Carter w tej części bywał irytujący, a podobna sytuacja ma się oczywiście z Katie.

"Dziedzictwo" to naprawdę godna polecenia, wciągająca, dobrze napisana, pełna tajemnic książka. Cieszę się, że udało mi się przeczytać kontynuację "Wybranych", lecz z drugiej strony trochę mi szkoda, że to już za mną. Nie wiedziałam, że aż tak stęskniłam się za twórczością C.J. Daugherty. Aż do momentu, gdy zaczęłam czytać "Dziedzictwo".. Pociesza mnie jedynie fakt, że to nie ostatnia część przygód uczniów Akademii Cimmeria. Polecam, polecam, polecam!
 
~~~
 
Najprawdopodobniej od piątkowego popołudnia/wieczoru blog będzie dostępny pod nazwą wyspa-kultury.blogspot.com. Planuję też wprowadzić zmiany w wyglądzie bloga, ale jak do końca się wszystko potoczy, to okaże się w piątek.
 
Co do recenzji - pewnie zauważyliście, że brakuje okładki. Niestety dzisiaj blogger najwyraźniej postanowił spłatać mi figla i nie udało mi się wrzucić grafiki do posta.
 


niedziela, 6 października 2013

Niespodziewany stos

Stosu nie było długo. Oj bardzo długo... Ale dzisiaj się pojawi, chociaż nie planowałam go wstawiać. I rzecz jasna nie są to wszystkie powieści od poprzedniego stosu, to tylko takie pozycje na nabliższy czas, a również te, które niedawno przeczytałam. Coś mi się zdaję, że plotę trochę nieskładnie... Przejdźmy lepiej do zdjęcia.

 
Od dołu:
1. "Krok do szczęścia" - Anna Ficner-Ogonowska (podczytuję po trochu co jakiś czas, dobra do delektowania, idealna na poprawę humoru; zakup własny)
2. "Kurs szczęścia" - Beata Pawlikowska (zobaczymy co z tego będzie, jestem bardzo ciekawa co też Pani Beata skryła pod ładnym tytułem; egzemplarz recenzencki od G+J)
3. "W 80 dni dookoła świata" - Juliusz Verne (do przeczytania na konkurs z polskiego; z biblioteki)
4. "Kwiat kalafiora" - Małgorzata Musierowicz (myślę, że to dobry wybór na jesień, zazwyczaj książki tej Autorki mają na mnie kojący wpływ; z biblioteki)
5. "Karminowy szal" - Joanna M. Chmielewska (o udanej "Poduszcze w różowe słonie" przyszedł czas na zapoznanie się z inną powieścią Pani Chmielewskiej, a raczej dopiero przyjdzie, bo książka czeka na swoją kolej; egzemplarz recenzencki od MG)
6. "Hobbit czyli tam i z powrotem" - J. R. R. Tolkien (tym razem znowu do przeczytania na konkurs z polskiego, nawet kawałek zaczęłam; z biblioteki)
7. "Mrówki w płonącym ognisku" - Teresa Oleś-Owczarkowa (czeka na swoją kolej; egzemplarz recenzencki od M)
8. "Miłość niejedną ma minę" - Agnieszka Tyszka (przeczytana, odebrana pozytywnie, mieliście okazję czytać na blogu jej mały fragment, recenzji pisać nie planuję; z biblioteki)
9. "Dziedzictwo" - C. J. Daugherty (już przeczytana i niedługo na blogu pojawi się recenzja, na razie zdradzę tylko, że się nie zawiodłam; zakup własny)
 
Teraz mam do Was pytanie dotyczące konkretnie mojego bloga. Poważnie zastanawiam się nad zmianą adresu, gdyż aktualny mi nie odpowiada. Myślice, że to dobry pomysł, czy lepiej pozostać przy tym?
 
Miłego wieczoru i udanego tygodnia ;)
Owocowa
 


piątek, 4 października 2013

"Freak city"

"Freak city" - Kathrin Schrocke

Źródło okładki: KLIK
Słyszymy, to dla nas takie naturalne. Mamy swoje ulubione piosenki, przy których chętnie odpoczywamy. Dzięki słuchowi możemy też porozumiewać się z rodziną, czy znajomymi albo czerpać chociażby przyjemność z odgłosów śpiewających ptaków. Przykładów można mnożyć, ponieważ słuch to jeden z najważniejszych zmysłów, jakimi została obdarzona ludzka istota. Ale zaraz... nie każda osoba ma tę możliwość. Są również osoby niesłyszące, takie jak Lea - bohaterka powieści "Freak City".

"Czasami wyrządzamy komuś krzywdę, chociaż tę osobę kochamy. A moż robimy to właśnie dlatego, że ją kochamy." ("Freak city", str. 187)

Mika niedawno rozstał się ze swoją dziewczyną i delikatnie mówiąc nie jest z tego powodu szczęśliwy. Bardzo mu na niej zależy i wciąż do końca nie może pozbierać się po stracie ukochanej. Właśnie wtedy, pośród ogarniającej go zewsząd tęsknoty poznaje Leę. Dziewczyna jest bardzo ładna i już po chwili "wpada mu w oko". Niestety nastolatka nie słyszy, co znacznie utrudnia lepsze poznanie się tej młodej dwójki bohaterów. Ale jak mówi znane powiedzenie "chcieć to móc" i również w tej powieści się sprawdziło.
Nareszcie. Nareszcie trafiłam na książkę, która oprócz możliwości odpoczynku dała mi coś więcej (dobra, takich książek trochę już w moim życiu było). W dodatku to książka młodzieżowa, która ma okazję spodobać się większemu gronu odbiorców. Dzięki niej dostałam okazję, by nieco lepiej poznać świat osób głuchych. Autorka w przyjemny sposób zaznajamia czytelników z tajnikami życia ludzi niesłyszących. Co więcej robi to bez zbędnego skrępowania.
 
Bohaterowie to w większości po prostu młodzież. Taka, która zmaga się z problemami, jakie czyhają na przeciętnego młodego człowieka w XXI wieku. Pewnie właśnie dlatego świetnie rozumiałam Mikę. Chłopak ten zaimponował mi bardzo podejściem do Lei i tego, że umiał się dla niej poświęcać. Przyznajcie, który piętnastolatek zapisałby się na kurs języka migowego z powodu niedawno poznanej dziewczyny? Być może jacyć chłopcy by się znaleźli, lecz myślę, że w większości szkoda by im było czasu... Według mnie Mika wykazał się niemałą dojrzałością i odwagą. Polubiłam go. Co prawda nie był bez wad, ale to dobrze, bo dzięki temu był ludzki.
Lea to także niezwykle ciekawa postać i teraz postaram się ją troszkę Wam przybliżyć. Jak juz wspominałam jest głucha (to określenie wydaje mi się być mało delikatne, ale w powieści było wielokrotnie używane, więc ja też się z nim oswoiłam). Na kartach "Freak city" obserwowałam jej codzienne życie, zmaganie z przeszkodami, jakie spotykały ją prawie na każdym kroku. I mogę przyznać - to jak sobie radzą osoby niesłyszące jest dla mnie godne podziwu i naprawdę jestem pod wrażeniem. Rzecz jasna już przed przeczytaniem zdawałam sobie sprawę z faktu, iż nie mają łatwego zadania, lecz dopiero ta historia ukazała mi wiele spraw w innym świetle. Lea to nie jest bohaterka, która się nad sobą użala. Ciekawe jest dla mnie to, że ona ze swojego "problemu" potrafi wydobyć pozytywne strony, spostrzec korzyści.
Pozostaje jeszcze kwestia jak to było z miłością pomiędzy Miką i Leą. Otóż Kathrin Schrocke dała radę, nie spaprała ich uczucia. Nie zrobiła z książki mdłego, lukrowanego romansu. Autorce udało się tak wszystko zgrać, że (na szczęście) nie było tak jak w niektórych młodzieżówkach. I nie było nudno. Akcja się nie wlekła, ja jako czytelniczka chciałam poznawać dalsze losy bohaterów.
 
To dobra książka, którą powinno się "podsuwać" młodzieży i jako rówieśniczka głównego bohatera mogę powiedzieć, że raczej powieść będzie się podobała. Oczywiście jak to zwykle bywa nie wszystko jest dla wszystkich... Ale myślę, że warto. Warto poznawać takie powieści jak "Freak city", żeby lepiej zrozumieć świat i to, co się wokół dzieje. Polecam, mam nadzieję, że Wy także z chęcią poznacie losy tych nastolatków.