środa, 18 grudnia 2013

"Kopidoł i kwiaciareczka"

"Kopidoł i kwiaciareczka" - Kazimierz Szymeczko
 
Źródło okładki: KLIK
Uczniów nie trzeba uświadamiać, że wakacje to piękny czas. Prawie wszyscy czekają na dwa miesiące wolności z utęsknieniem. Spanie do późnych godzin, leniuchowanie razem ze znajomymi, wyjazdy nad morze lub w góry… Jednak nie dla każdego wakacje oznaczają właśnie to. Ale niezmiennie można powiedzieć o nich to samo – to wyjątkowo miły i pełen niespodzianek czas.
Małgosia i Wiktor znają się od trzech lat. Już na początku książki można zorientować się, że tych dwoje coś do siebie czuje. Problem jest jeden – nie wiedzą o tym nawzajem i obydwoje duszą to w sobie, a ich znajomość ogranicza się jedynie do zdawkowych i nieśmiałych rozmów. W wyniku pewnego wydarzenia zostają wolontariuszami w ośrodku Caritasu. Ich ścieżki powoli się krzyżują…
Nie planowałam czytać tej książki, ale wiadomo – nasze życie składa się z różnych zbiegów okoliczności. Tak też było z „Kopidołem i kwiaciareczką”. Znalazła się w moim posiadaniu, więc zapoznałam się z tą historią. Chyba pierwsze co rzuca się w oczy to niebanalny tytuł. Nie wiadomo do końca czego się spodziewać. Jednak przechodzimy do drugiej fazy i czytamy zamieszczony opis. Po tym etapie wiedziałam, że powieść nie będzie zbyt wyszukana. Niestety, nie myliłam się.
Losy bohaterów możemy na zmianę śledzić z perspektywy Małgosi i Wiktora. Uważam, że taki zabieg był trafnym pomysłem na ukazanie emocji bohaterów. Dzięki niemu możemy zobaczyć co o danej sytuacji sądzi każde z nich. Niestety i tak mam jakieś „ale” do tego punktu. Bowiem mimo starań autora nie zaprzyjaźniłam się szczególnie ani z Gosią, ani z Wiktorem. Nie czułam ich emocji, nie potrafiłam im współczuć ani cieszyć się razem z nimi. Czytałam wydarzenia zawarte w książce bez większego entuzjazmu.
Kazimierz Szymeczko miał pomysł na książkę, lecz dość oklepany. Chociaż warto wspomnieć o tych momentach, które działy się w ośrodku Caritasu. Te rozdziały faktycznie mogły w jakiś sposób uwrażliwić czytelnika i pokazać, że niepełnosprawny nie znaczy gorszy. Ale reszty już mogę się przyczepić, gdyż mamy tu schemat: On i ona, wzajemnie w sobie zakochani. W końcu zaczynają się do siebie zbliżać. Wiadomo, kto czyta choć trochę powieści młodzieżowych wie, iż nie jest to żaden szczególny przypadek.
Co mogę jeszcze powiedzieć? Że czasami się nudziłam i chciałam mieć lekturę szybko za sobą. A wiadomo, jeżeli książka nudzi, to rzecz jasna nie jest to dobry znak. Szkoda, że zbieg okoliczności, o którym wcześniej pisałam nie wyszedł „na dobre”. Mówi się trudno, zdarza się i tak. To jest po prostu poprawna książka. Może dla kogoś, kto rzadko sięga po powieści będzie się wydawała lepsza. Jednak chyba tak już jest, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Mój z każda przeczytaną powieścią coraz bardziej się zaostrza i nie wszystkie książki potrafią w pełni go zaspokoić. Nie było przyjemności z jedzenia, w tym wypadku było to tylko i wyłącznie zaspokajanie głodu. Powieścią młodzieżową, poprawną, lecz niezaskakującą i przewidywalną.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu literatura!


1 komentarz:

  1. Jeśli Cię nudziła, to ja podziękuję. Mam po uszy takich typowych książek, lubię szybką akcje :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli napiszesz chociaż parę słów od siebie. Jeżeli masz ochotę zadać pytanie dotyczące postu rownież to zrób, staram się wtedy odpisywać na komentarze ;)