"Zbuntowani" - C.J.Daugherty
Kiedy mały człowiek staje postawiony przed faktem, iż niedługo zacznie chodzić do szkoły, zazwyczaj jest podekscytowany. Pamiętam, że ja nie mogłam się doczekać, aż tylko rozpocznę edukację w zerówce. Kupowanie kredek, ołówków, kolorowych bloków, cieniutkich zeszytów i plecaka równało się przygodzie. Jednak kiedy mija kilka lat czar pryska. Nadchodzą czasy dni przepełnionych nauką dni, godziny frustracji i zakuwania. Na szczęście istnieją placówki, które kolejny raz wzbudzają w uczniu zapał do pochłaniania wiedzy, a bezsprzecznie zalicza się do nich Akademia Cimmeria.
"Nie da się cofnąć wyznania miłosnego. Nie można go tak po prostu odwołać i wymazać z akt. Pozostaje na zawsze." ("Zbuntowani", str. 377)
Allie i jej przyjaciele już dawno przestali być bezpieczni. Od pewnego czasu nastolatka nie może samotnie wyjść na długi spacer bez obawy, że już z niego nie wróci. Bo Nathaniel czuwa, zdesperowany i nieugięty. Jak dalej potoczą się losy nieprzeciętnych uczniów Cimmerii? I który z chłopców zostanie w sercu Allie? Na te pytania szukajcie odpowiedzi w czwartym już tomie "Wybranych"!
Tytuł - niby nieważna rzecz, niemal błahostka, lecz jednak to między innymi on ma zaintrygować potencjalnego czytelnika. Moim skromnym zdaniem polska wersja językowa nie zdała egzaminu i hasło "Zbuntowani" nie wzbudza we mnie specjalnych emocji, które miałyby spotęgować moją ciekawość do granic możliwości. Jednakże czym jest taki szczegół w porównaniu z faktem, że wyczekiwałam kolejnego tomu z niecierpliwością? Oczywiście w żadnym stopniu nie odwiódł mnie on od zakupu kontynuacji "Wybranych", tym bardziej, że dobrze wiemy, iż tytuł jedynie czasami oddaje klimat wnętrza. A w "Zbuntowanych" mamy dobrze znaną atmosferę z poprzednich części, co musiało oznaczać godziny przyjemnej rozrywki.
Styl autorki nadal cechuje łatwość odbioru i lekkość, co bardzo sobie cenię u C.J.Daugherty. Tym bardziej, że potrafi połączyć to z innymi elementami, o których można mówić w superlatywach. Mam na myśli na przykład tempo akcji. Z tą serią mam tak, że jej wydarzenia wciągają mnie w swój wir od pierwszej strony i trzymają w swoich łapkach dopóki nie przekręcę ostatniej kartki. Po drugie, warto wspomnieć o bohaterach, z którymi zżyłam się podczas tych czterech części i sympatycznie jest móc ich "spotkać" kolejny raz. Allie, Carter, Sylvain, Rachel, Nicole, Zoe - z tą grupą chętnie spędziłabym dzień i porozmawiała o sytuacji panującej w Akademii, ale też zamienilibyśmy parę słów na bardziej typowe tematy.
Trójkącik, no cóż... obecny. Allie się miota. Chce, nie chce, Kocha, nie kocha. Zależy jej i nie zależy. Ogólnie rzecz biorąc typowo, Kochani Czytelnicy. I pod tym względem "szału nie było", aż do momentu kiedy sprawy się wyklarowały i wreszcie doszło do sensownego rozwiązania sprawy. Zresztą "Zbuntowani" udzielają odpowiedzi także na inne dręczące czytelników pytania...
Czwarty tom "Wybranych" nie wybija się poza poprzednie części. Nie jest porażający i wprawiający w niemogący opisać się słowami zachwyt. Jednak miał w sobie to, co lubię w serii autorstwa Daugherty. Rzecz jasna skończył się w momencie, w którym nie powinien się był skończyć. Tym bardziej, że na premierę kolejnej części w Polsce prawdopodobnie trzeba będzie trochę poczekać. A jeśli nie znacie jeszcze serii o tej intrygującej szkole, odsyłam Was do "Wybranych". Odpoczynek i dobra zabawa w pakiecie!
Ta seria jest jeszcze przede mną :D
OdpowiedzUsuń3 tomy przczytane, mam nadzieję, że 4 trafi do mnie w najbliższym czasie. Seria jest po prostu... genialna!
OdpowiedzUsuńMam przed sobą dopiero tom II, tak więc...
OdpowiedzUsuńMam dwie pierwsze części na półce, ale ciągle nie mam motywacji żeby je przeczytać
OdpowiedzUsuń