"Kamienie na szaniec" - Aleksander Kamiński
Źródło okładki: KLIK |
Dziwnie pisać o tego typu książkach. Legendach, które
zapisały się na pamięci tysięcy ludzi. Jednak mimo to powinno się o nich mówić,
żeby jak najwięcej młodych ludzi się o nich dowiedziało. Dziś mowa o
„Kamieniach na szaniec”. Coś zwanego lekturą szkolną. Coś, co nie powinno być
pod tym kątem rozpatrywane. Wystarczy, że przeciętny nastolatek usłyszy to
słowo, a w jego głowie pojawia się myśl „to musi być nudne”, „nie lubię czytać
pod presją”. Ale są takie pozycje, które pomimo wpisania w kanon szkolnych
lektur obowiązkowych powinny być rozpatrywane przez pryzmat czegoś innego.
Dlatego jeśli jeszcze nie miałeś okazji poznać powieści autorstwa Aleksandra
Kamińskiego, to wiedz, że ten tekst jest pisany z myślą o Tobie.
Przede wszystkim chcę zaznaczyć, że tu jakiekolwiek
streszczanie fabuły jest nie na miejscu. Tak samo jak ocenianie tej historii
pod względem tempa akcji i wydarzeń. Wiadomo, że literatura faktu ma to do
siebie, iż jej bieg pisze samo życie (a w książkach jest to trochę koloryzowane
i dopasowywane do całości przez autora). Jednak to cały czas materiał, na który
składają się żywe wspomnienia, wciąż poruszające serca Polaków. To nasza chluba
narodowa, a my, jako obywatele tegoż kraju powinniśmy wiedzieć z czego mamy być
dumni. A chyba nikt nie zaprzeczy, że z Rudego, Alka i Zośki być dumni
powinniśmy.
Podziw. To pierwsze co ciśnie się na usta, kiedy mam mówić o
bohaterach „Kamieni na szaniec”. Mam świadomość, że to byli tylko trochę starsi
ode mnie ludzie. Oni również mieli swoje plany, marzenia, sympatie. To nie ich
wina, że przyszło im żyć w tak trudnym okresie. To nie ich wina, że los rzucił
im pod nogi takie kłody. To nie ich wina… Jednak na to nic nie poradzimy. Teraz
pozostaje nam się cieszyć, że mieliśmy w swym kraju tak odważnych, świadomych i
mądrych młodych ludzi.
Coś co może odstraszać od tej książki? Nieco nudny wstęp i
kilka innych takich momentów. Przyznaję, że miałam takie chwile, kiedy książka
mnie trochę nudziła. Ale nie robiła tego w taki sposób, iż miałam ochotę
odrzucić ją w najdalszy kąt pokoju i do niej nie wracać. Chciałam dalej ją
poznawać i zgłębiać swą wiedzę na temat lat 1939 – 1943. Nie jestem wielką
miłośniczką historii i miałam skłonność doszukiwać się w tej pozycji emocji. A
tego również tu nie brakuje, trzeba tylko odpowiednio się do „Kamieni na
szaniec” nastroić i przygotować. Zresztą… czy można do takiej historii nie
podchodzić emocjonalnie? Jeśli tak, to musi to być szalenie trudne.
Perełka polskiej literatury, tu trzeba użyć takich słów. Tym
bardziej, że Aleksander Kamiński napisał tę powieść dobrze. Poprawnym stylem,
łatwym w odbiorze. Ale ta książka nie jest perełką głównie z tego powodu i
bardzo dobrze o tym wiadomo. Tu chodzi o coś więcej, o siłę jaka drzemała w
Polakach, poświęcenie dla ojczyzny i walkę o wolność.
Nie ma w tym tekście dokładnie tego, co powinna zawierać
przykładna recenzja. Odrobinę brak w tym wszystkim analizy konkretnych
elementów tekstu i innych tego typu detali. Ale czasami trzeba odłożyć na bok
schematy i szablony. Mam nadzieję, że kogoś ten tekst zachęci do przeczytania
„Kamieni na szaniec”. Jeśli tak się stanie, to znaczy, że moje rozpisywanie nie
poszło na marne. Na koniec jeszcze tylko jedno. Przypominam, nie traktujcie tej
szkolnej lektury jak obowiązku, myślę, że na tym zyskacie.
Swietna recenzja. A ksiazke polecam i ja :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę :)
OdpowiedzUsuń''Kamienie na szaniec" czytałam chyba w szostej klasie szkoły podstawowej, miło wspominam tę lekturę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam