"W pierścieniu ognia" - Suzanne Collins
Źródło okładki: KLIK |
Serie, trylogie, sagi mają to do siebie, że czasami autorowi nie udaje się utrzymać wyrównanego poziomu podczas pisania każdego tomu. Czytelnicy są źli, kiedy ich nadzieje na kolejną dobrą książkę zostają pogrzebane. Nie ma co się dziwić, też tego nie lubię. Ja mam dziwne przekonanie, iż w trylogiach to druga część jest najgorsza. W sumie nie wiem skąd mi się to wzięło, bo nie potrafię podać tu jakiegoś konkretnego przykładu z listy przeczytanych przeze mnie pozycji. Pewnie wynika to z takiego toku rozumowania: początek - cała historia dopiero się kształtuje, chcemy jak najwięcej się dowiedzieć, drugi tom - autor próbuje wypełnić w jakiś sposób tę "dziurę" przed finalnym tomem i często robi się to bez sensu, a kóncówka wszystko wyjaśnia, więc są spore emocje i oczekiwania. Zdaję sobie sprawę, że moja teoria nie tyczy się wszystkich trylogii, to jedynie luźne spostrzeżenia. Zresztą co tu dużo mówić, Suzanne Collins pisząc "W pierścieniu ognia" obaliła moją hipotezę i udowodniła, że druga część może utrzymywać poziom pierwszej, a nie jedynie przeciągać na siłę akcję.
Katniss z Peetą wrócili po igrzyskach do Dwunastego Dystryktu. Teoretycznie nareszcie powinni odzyskać spokój i pławić się w luksusach, które ma im gwarantować zwyciężenie igrzysk. Tak pewnie potoczyłyby się losy siedemnastolatki, gdyby nie fakt, że przejaw buntu na arenie rozzłościł prezydenta Snowa. Niestety, mężczyzna boi się powstań, do których, według niego, jawnie doprowadziła Katniss wyciągając trujące jagody. Jedno jest pewne, władca na pewno nie pozwoli, by "uszło jej to na sucho". Szykuje się zemsta...
Najpierw obejrzałam, potem przeczytałam - to był błąd. Przy "Kosogłosie" na pewno kolejny raz takowego nie popełnię. Już z doświadczenia wiem, że o ile oglądanie filmu na podstawie książki, którą się czytało jest świetnym przeżyciem, o tyle czytanie książki, na podstawie której powstał film nam już znany nie sprawia takiej frajdy... To zabrało mi sporo radości z czytania, bo wiedziałam czego na kolejnych stronach mogę się spodziewać i co chwilę w głowie miałam kadry z filmu. Takim oto sposobem moja wyobraźnia nie pracowała podczas lektury w taki sposób jaki powinna, gdyż szalenie trudno uwolnić się od sposobu przedstawienia wydarzeń z ekranizacji. No cóż... Tak to jest jak się człowiek nie może z niewyjaśnionych przyczyn zabrać do przeczytania książki przed pójściem do kina.
No i teraz muszę się tłumaczyć. W pierwszym akapicie dałam Wam do zrozumienia, że "W pierścieniu ognia" przypadło mi do gustu, a z kilku ostatnich zdań można wnioskować, że jestem średnio zadowolona z przeczytania. Otóż ja mimo wszystko jestem pod wrażeniem talentu Suzanne Collins i szanuję ją za to, że stworzyła tak emocjonujące książki. I wiem, że gdyby nie listopadowa wizyta w kinie, to na 90% czytałabym wersję papierową z przejęciem i wypiekami na twarzy.
Dwa podstawowe plusy to sam pomysł na powieść i tempo akcji. Myślę, że ogólny zarys fabuły wszyscy kojarzą, zresztą przybliżałam go na początku tego tekstu. Co do tempa akcji to można bić brawa autorce, gdyż poradziła sobie z tym śpiewająco. Co chwilę coś się dzieje, nie ma czasu na nudę. Problemy się nawarstwiają, niewiadomych wciąż przybywa, a sprawy w najmniej spodziewanym momencie przybierają inny obrót od tego, który zakładaliśmy.
W zasadzie obok wspomnianych dwóch mocnych stron książki jest jeszcze jeden. Na równi z tamtymi na pochwałę zasługuje kreacja bohaterów. Na kilkuset stronach zżyłam się z Katniss i doskonale ją poznałam. W dużej mierze zawdzięczamy to pierwszoosobowej narracji, która pozwala nam zbliżyć się do nastolatki. Podczas lektury poznajemy jej troski, pragnienia, sposób patrzenia na świat. Ale, ale! Cała książka nie kończy się przecież na jednej postaci. I tu kolejna dobra wiadomość inne osobowości również nie zostały zaniedbane. A mamy grono bohaterów - Peeta, Gale, matka Katniss, Prim, Finnick, Haymitch, prezydent Snow i inni (mniej znaczący).
Dużo w tej recenzji słodzenia, praktycznie same pochwały. Jednak pamiętajcie - ja patrzę na tę powieść przez pryzmat innych młodzieżówek i wśród takowych wypada dobrze. Ale oczywiście nie jest to literatura najwyższych lotów i jeżeli musiałabym ocenić ją całkiem trzeźwo to pewnie mogłabym coś jej zarzucić. Jednak z wielu względów dobrze się przy "W pierścieniu ognia" odpoczywa. Można odreagować własne problemy i skupić się na przerażającej wizji przyszłości z wątkiem miłosnym na drugim planie. O, taka to jest właśnie książka!
W planach...:)
OdpowiedzUsuńCzytałam i wg mnie jest to najlepszy tom z całej trylogii! ^^
OdpowiedzUsuńMuszę się zgodzić z przedmówczynią - WPO jest najlepsze z całej trylogii ;) Świetni bohaterowie, cudowna arena... Cudo!
OdpowiedzUsuń