"Urodzona o północy" - C. C. Hunter
Źródło okładki: KLIK |
Paranormalne romanse to nie mój świat. Nie odnajduję się w świecie wilkołaków, wampirów, elfów i innych dziwnych stworzeń. Nie mam pojęcia z jakiego powodu zachciało mi się poznać tę historię. Może dlatego, że chciałam przeczytać coś innego od tego, co zazwyczaj czytuję? Nie wiem. W każdym razie liczyłam na dobrą rozrywkę i nie miałam wygórowanych oczekiwań. Jakie są moje odczucia po ukończeniu "Urodzonej o północy"?
Świat Kylie staje na głowie. Umiera jej ukochana babcia, chłopak ją zostawia, a na dodatek jej rodzice się rozwodzą. Nie może być gorzej? Okazuje się, że może... Po pewnej nieodpowiedniej imprezie jej mama postanawia wysłać ją na obóz dla trudnej młodzieży. Nastolatka odkrywa jednak, że nie trafiła wcale na zwykły wyjazd ze zbuntowaną młodzieżą, a do miejsca, gdzie spotyka nadprzyrodzone istoty. Dlaczego właśnie ona pojechała do Wodospadów Cienia? I z jakiego powodu nawiedza ją... duch?
Odpowiadając na pytanie postawione we wstępie napiszę, że moje uczucia są mieszane. Co prawda dostałam lekką, niezobowiązującą lekturę, a tego się spodziewałam. Jednak przy okazji odkryłam, że gatunek, jakim jest paranormal romance, to faktycznie nie moje klimaty. Do końca nie potrafiłam odnaleźć się w świecie przedstawionym w powieści. Co jakiś czas odczuwałam naiwność płynącą z lektury. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie bezustannego czytania pozycji w tym stylu. W "Urodzonej o północy" na pierwszy rzut oka widać sztuczność. Ale, ale! Nie poddawałam się, przymykałam na ten element oko i czytałam. I... summa summarum nieźle się bawiłam.
Oprócz minusów książka ma również mocniejsze strony, do których można zaliczyć bohaterów. Kylie dało się lubić. Chociaż nie pałam do niej nie wiadomo jak dużą sympatią, to przyznam, iż była dość dobrze zarysowana. Inne postacie również zasługują na uwagę, a w Wodospadach Cienia można znaleźć ich sporo. Della, Miranda, Derek, Lucas, Holiday, Sky, Burnett, Fredericka - to tylko ich część.
Jak już mówiłam, nie znam dużo powieści tego typu, więc trudno mi ocenić czy książka jest oryginalna. Jednak znając chociażby "Zmierzch" wnioskuję, iż "Urodzona o północy" bazuje na wyświechtanych już schematach. Oczywiście mamy miłosny trójkąt (momentami nawet czworokąt!) i wahania głównej bohaterki. Kogo wybrać, jak rozeznać się w swoich uczuciach? To już było, prawda? I chociaż mnie ten znany układ nie raził, to wiem, że spora grupa powie, iż jest to "powtórka z rozrywki". Trudno się nie zgodzić.
No cóż, obyło się bez fajerwerków i szczególnych emocji. Jednak kiedy sięgałam po tę powieść po kilku godzinach nauki, to przyznam, iż dobrze mi się odpoczywało. To typowy "odmóżdżacz", w którym raczej nie polecam pokładać ogromnej nadziei. Ale jeśli ktoś oczekuje jedynie rozrywki, to dobrze trafił. "Urodzona o północy" zapewni Wam parę chwil relaksu i... nic więcej. Krótko mówiąc - to nie jest książka stworzona dla kogoś takiego jak ja, lecz czasami warto przeczytać coś innego od swoich ulubionych gatunków. Czy Wy macie poznać tę pozycję? Decyzję pozostawiam Wam.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Feeria!
Jak dla mnie ta powieść jest kolejną próbą podgrzewania "kotleta" :/
OdpowiedzUsuńNie, dziękuję. Mam już dość.
Za dużo nie stracisz :)
UsuńOoooo jeeeeny. Ileż razy słyszałam o podobnej fabule! Jest sobie dziewczyna, której nagle całe życie się nie układa, potem spotyka tajemnicze istoty z nadprzyrodzonymi zdolnościami, a następnie okazuje się, że ona jest jedną z nich, bla bla, bla bla... Trochę to przereklamowane jest. I do tego ten miłosny trójkąt (czy też czworokąt, tak jak wspomniałaś). Już byłoby okey, już może bym wytrzymała tę książkę, gdyby nie on... Powieści z gatunku paranormal romance to też nie moja bajka. Już mam ich dość, coraz rzadziej sięgam po lektury, w których bohaterami są wampiry czy wilkołaki. Prawdę mówiąc, już sama nie pamiętam, kiedy po taką sięgałam. Po prostu wolę zaczytać się w zwykłej obyczajówce, która przynajmniej coś wnosi. Więc z pewnością po "Urodzoną po północy" nie sięgnę. Nawet sama fabuła przypomina mi inne książki...
OdpowiedzUsuńPS - Dawno u Ciebie byłam. Widzę, że zmieniłaś coś w wyglądzie, ale tu przytulnie. ;)
Ja też wolę obyczajówki, zdecydowanie. Po paranormalne romanse praktycznie nie sięgam, to był taki wyjątek. I na dobre mi to nie wyszło :P
UsuńPS Wygląd bloga to taka moja zmora. Nie ogarniam takich graficznych spraw i marzy mi się taki naprawdę dobry wygląd... Ale cieszę się, że jest przytulnie wg Ciebie :D
Odpuszczę sobie tę książkę, nie zniosłabym kolejnej powtarzającej się fabuły i bohaterów.
OdpowiedzUsuńNo cóż, "Urodzona o północy" oryginalna nie jest. Zwyczajnie miło się czytało, tak jak pisałam :)
UsuńSama nie wiem. Jeśli znajdę ja w bibliotece to przeczytam, ale kupować na pewno nie będę.
OdpowiedzUsuńpo-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com
To jest właśnie dobre rozwiązanie :D
Usuń