czwartek, 13 lutego 2014

"Życie Pi"

"Życie Pi" - Yann Martel

Źródło okłądki: KLIK
Kiedy o tej książce usłyszałam (czyli mniej więcej w momencie, gdy ekranizacja trafiła do kin, której na marginesie mówiąc jeszcze nie oglądałam), odłożyłam ją na mentalną półkę "do przeczytania na nieokreślone kiedyś". Znając życie powieść dalej tkwiłaby jedynie w dalekich planach, gdyby nie fakt, że "Życie Pi" to moja szkolna lektura. Jedna z tych nieobowiązkowych, spośród których nauczyciel może wybierać. W zasadzie nawet się ucieszyłam, bo wiedziałam, że to zmobilizuje mnie nareszcie do poznania tej historii. Jednak jak mój zapał się pojawił, tak też znikł. Czeka na mnie bezustannie tyle pozycji do przeczytania, że "Życie Pi" odkładałam jak tylko mogłam. Tak oto stanęłam przed smutną prawdą. Będąc na jakiejś dwudziestej siódmej stronie stwierdziłam, że został mi tylko jeden weekend na przeczytanie książki. Nic wielkiego do wykonania dla miłośnika książek, powiecie. A ja po części się z Wami zgodzę, ale dodam też, że oprócz przeczytania książki nauczyciele zadbali o to, abym w weekend miała też wiele innych rzeczy do nauki. "Kurde, jak ja się wyrobię.", mniej więcej taka myśl cały czas natrętnie pałętała się po mojej głowie. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wystarczyło zagłębić się w lekturę, a czytanie "Życia Pi" stało się dla mnie w dużej mierze przyjemnością, a nie tylko szkolnym obowiązkiem.

"W życiu ważne jest to, żeby wszystko było właściwie zwieńczone. Inaczej człowiek zostaje ze słowami, które powinien był wypowiedzieć, ale nie wypowiedział, i z sercem przepełnionym żalem. To spartaczone pożegnanie boli mnie do dziś." ("Życie Pi", str. 343.)

Piscine Molitor Patel, wyznawca hinduizmu, chrześcijaństwa i islamu jest synem właścicieli zoo. Lubi zwierzęta i poszerzanie o nich swej wiedzy sprawia mu radość. Pewnego dnia okazuje się, że rodzina planuje przeprowadzkę do Kanady. Podczas rejsu przez Ocean Spokojny zdarza się niefortunny wypadek. Takim oto sposobem Pi spędzi 227 dni pływając po oceanie z tygrysem bengalskim. To będzie prawdziwa lekcja życia.

W zasadzie bardzo dużo można o tej książce powiedzieć. Zawiera ona w sobie tyle mądrości, tak głęboki przekaz, że aż nie potrafię zebrać tego w całość. Jedno jest pewne - warto ją przeczytać. Postarajmy się uporządkować, a że książka została podzielona na trzy części, to najlepiej będzie zacząć od początku.

Po przeczytaniu wstępu od autora natykamy się na napis: Część Pierwsza, Toronto i Puttuczczeri. Tam czeka na nas opis życia Pi przed wielką wyprawą. W dużej mierze Yann Martel skupił się na jego religijności. I o dziwo, nie było to napisane w nudny sposób. Muszę przyznać, że były to według mnie bardzo ciekawe fragmenty - niewymuszone i ukazujące religię w inny sposób, niż ten, z którym jest zazwyczaj kojarzona.

"Będę w tej sprawie szczery: to nie z ateistami miałem problem, ale z agnostykami. Wątpliwości są konstruktywne tylko przez jakiś czas. Wszyscy musimy przejść przez ogród Getsemani. Skoro Chrystus miał chwile zwątpienia, musimy je mieć wszyscy. Jeśli Chrystus spędził noc na modlitwie, cierpiąc katusze niepewności, jeśli wisząc na krzyżu, wyrzucił z siebie "Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?", to z pewnością i my mamy prawo wątpić. Musimy to jednak przezwyciężać. Wybierać zwątpienie jako filozofię życia to tak, jak wybierać bezruch jako sposób przemieszczania się w przestrzeni." ("Życie Pi", str. 51.)

Jednak w końcu musimy wypłynąć z bezpiecznych granic Puttuczczeri i tym sposobem autor przechodzi do drugiej części, będącej meritum powieści. Podczas zmagań Pi na ocenie możemy jeszcze bliżej go poznać i zobaczyć jak radzi sobie w niecodziennych sytuacjach. Yann Martel doskonale radzi sobie w pisaniu, przez co język lektury jest przyjemny w odbiorze. Chociaż muszę przyznać, że z jakiegoś powodu "Życia Pi" nie czytało mi się nadzwyczaj szybko. Być może sprawia to bogactwo metafor, które niekiedy wymagają kilku chwil zastanowienia. No i momentami można się troszeczkę ponudzić, odrobinę. Wiadomo, nie każdego ciekawią szczegóły w stylu "jak przetrwać żyjąc na wodzie". Mimo wszystko ja nie byłam specjalnie znużona czytaniem o tym, a z reguły nie jestem fanką takich opisów, więc źle nie jest.

I nadchodzi część trzecia, ostatnia. Przynosząca spokój, a jednocześnie zdziwienie dla czytelnika. Ogromne zaskoczenie. Według mnie w zasadzie dopiero pod koniec książka może zostać zrozumiała, w ten inny, alternatywny sposób. Okazuje się, że nie wszystko jest takie, jak się z początku wydawało...

Warto przeczytać, zastanowić się i "przetrawić". "Życie Pi" jest książką, o której długo można myśleć i która pozwala dojść do bardzo ciekawych wniosków. Jeśli chodzi o lektury gimnazjalne, to jest jak dla mnie jedną z lepszych. Jakoś odnalazłam się w tym klimacie, dlatego mi się podobało. Wy też powinniście spróbować. A mi pozostaje obejrzeć jeszcze film, którego jestem bardzo ciekawa.

2 komentarze:

  1. O, "Życie Pi" lekturą? Ależ mnie zdziwiłaś ;))
    Ja mam ja na półce, wszyscy mnie zachęcają... i jakoś nie możemy do siebie dotrzeć. Ale w tym roku na pewno ją przeczytam i już - nie wiem kiedy, ale na pewno to zrobię :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ochotę zarówno na książkę jak i na film :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli napiszesz chociaż parę słów od siebie. Jeżeli masz ochotę zadać pytanie dotyczące postu rownież to zrób, staram się wtedy odpisywać na komentarze ;)