piątek, 11 lipca 2014

"Marzyciel", reż. Marc Forster

Z góry przepraszam za wszystkie moje niedokładnie sprecyzowane myśli i uczucia, które będę próbowała tu przelać. Jestem po prostu tak poruszona pewnym filmem, że najchętniej powiedziałabym Wam: To jest bardzo, bardzo dobre. Oglądajcie! Ale wiem, iż byłaby to niemiłosiernie skrócona wersja tego, co mam tak naprawdę do powiedzenia na ten temat. Także mimo wszystko spróbuję. Jeśli przeczyta ten post chociaż jedna osoba i poczuję się zachęcona do obejrzenia, to znaczy, że było warto.

Źródło grafiki: KLIK


Najpierw pokrótce (potem okazało się, że ta część tekstu wyszła długa - jeśli kogoś to zanudzi, zapraszam od razu do kolejnego akapitu) opowiem co skłoniło mnie do obejrzenia omawianego dziś "Marzyciela" (który, na marginesie mówiąc, ma cudowny i magiczny tytuł - od razu mnie zaintrygował!). Pod koniec roku szkolnego, kiedy chodzi się do szkoły tylko dla formalności i tak naprawdę nawet nauczyciele najchętniej pojechaliby już na urlop, pani od angielskiego włączyła nam właśnie tę produkcję. Wtedy nie znałam żadnego zarysu fabuły, usłyszałam jedynie jaki tytuł nosi owo dzieło. Zaczęliśmy oglądać i byłam pod sporym wrażeniem, że coś tak dobrego i wpasowującego się w moje upodobania, włączono nam w szkole. Jednak na "Marzyciela" poświęciliśmy tylko jedną godzinę lekcyjną, więc zdążyliśmy obejrzeć jakąś 1/3 filmu. Mówiłam sobie, że muszę koniecznie go skończyć, koniecznie zobaczyć w całości, bo czułam, że on od początku do końca będzie niepowtarzalny. I zaczęłam polowanie. Z racji, że nie przepadam za oglądaniem pełnometrażowych produkcji w internecie, próbowałam kupić płytę z filmem. Niestety, to nie było takie proste zadanie i kilka razy w empiku, szukając "Marzyciela", odczułam rozczarowanie związane z brakiem produktu. Dlatego możecie tylko się domyślać jakie było moje zdumienie, kiedy wczoraj udało mi się go upolować. Wróciłam do domu późnym wieczorem, lecz nie odpuściłam sobie seansu. Oglądanie wyreżyserowanego przez Marca Forstera dzieła, było warte siedzenia do jakiejś 2:30 w nocy.

Głupio mi się przyznać do mojej ignorancji, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi to, co teraz napiszę. Dopiero oglądając "Marzyciela" dziś w nocy zrozumiałam, że to film o twórcy "Piotrusia Pana i Wendy" (koniecznie muszę przeczytać tę powieść, mam duże braki z dzieciństwa, bo osławionego Piotrusia znam bardzo ogólnikowo). Najpierw po prostu nie wiedziałam, że James Barrie napisał uwielbiane przez dzieci, i nie tylko, dzieło. Także rzecz jest o nim i o tym, jak po źle napisanym scenariuszu, chce napisać coś dobrego. Umożliwiają mu to poznane dzieci wraz z ich matką. Pisanie "Piotrusia Pana..." wymagało poświęcenia i pewnych radykalnych zmian w życiu.

"Marzyciel" przywraca wiarę we wrażliwość ludzi i siłę naszych marzeń. Produkcja Forstera zawiera kwintesencję dzieciństwa i uczy jak mimo upływających lat w nim pozostać. Na opakowaniu przeczytałam, że: "Marzyciel to opowieść dla dorosłych o dorosłych, którzy odkryli w sobie dziecięcą wrażliwość". Zgadzam się z tym, ale myślę, iż jednak to nie tylko historia dla dorosłych. Ją powinno się pokazywać dojrzewającym osobom, aby nigdy nie utraciły ukrytego w nas dziecka i w głębi duszy zawsze potrafiły być tak piękne i prawdziwe, jak te małe istoty. Bez obłudy i wyrachowania, a zawsze z otwartym umysłem i różowymi okularami na nosie.

Obsada aktorska nie pozostawia żadnego niesmaku, gdyż takie osobistości jak Johnny Depp i Kate Winslet zaprezentowali się na najwyższym poziomie. Ale nie tylko oni. Mnie w swej roli urzekł także Freddie Highmore, który wtedy był jeszcze chłopcem, a swoimi umiejętnościami przerastał niejednego dojrzałego wiekiem aktora.

Nie wiem już, co chcę powiedzieć, bo brakuje mi słów. Doszłam do wniosku, iż "Marzyciel" jest jednym z lepszych filmów, jakie widziałam w swoim nastoletnim życiu. Jestem pod ogromnym wrażeniem i mam nadzieję, że jeśli ktoś jeszcze go nie widział, to szybko zaraz nadrobi zaległości. Piękny i wzruszający; delikatny i wysublimowany; magiczny i niepowtarzalny; z dobrą muzyką i doszlifowany w każdym calu - to właśnie "Marzyciel".

12 komentarzy:

  1. Chyba kiedyś kupiłam ten film i zapomniałam oglądnąć... Muszę go poszukać, skoro taki dobry :). Muzyka zapowiada się świetnie :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro tak polecasz to chętnie oglądnę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oglądałam, ale fabuła tego filmu mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam, oglądałam! Świetny film, ale muszę go kiedyś jeszcze raz zobaczyć - samej, w spokoju. Myślę, że tak najlepiej się go ogląda. Cieszę się, że ktoś recenzuje te starsze, ale przecież wcale nie gorsze (lepsze wręcz!) produkcje. A "Marzyciel" to film, do którego warto zachęcać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wakacje to odpowiedni czas, aby go sobie przypomnieć ;)
      Uważam, że starsze produkcje nie powinny byc zapominane. Nowości są fajne, ale przecież nie tylko one ;)
      Rownież pozdrawiam!

      Usuń
  5. Nie słyszałam o tym filmie, ale widzę, że polecasz to pewnie obejrzę. Poza tym ta obsada!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądałam, zresztą niedawno, i oczarował mnie ^^ Bez obaw, przed obejrzeniem filmu też nie skojarzyłam nazwiska Barrie :P Teraz jednak muszę przeczytać jego powieść!

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko, czemu ja tego filmu nie widziałam?

    OdpowiedzUsuń
  8. jeszcze nie oglądałam i bardzo żałuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię Johny'ego Deppa i zdecydowanie chciałabym tę produkcję obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawno temu oglądałam i również mi się podobał :-) Też mi się podobała ścieżka dźwiękowa.

    OdpowiedzUsuń
  11. Widziałam ten fil i uważam, że jest na prawdę dobry. Plusem jest również obecność JD :D

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli napiszesz chociaż parę słów od siebie. Jeżeli masz ochotę zadać pytanie dotyczące postu rownież to zrób, staram się wtedy odpisywać na komentarze ;)