"Kwadrans" - Emilia Kiereś
Źródło okładki: KLIK |
Czasami słowa dziwnie się nie składają. Wydają się być nie
na miejscu. Człowiek czuje się zagubiony i nie wie do końca co myśleć, jak
skomentować przeczytaną powieść. Powiedzenie „fajna” brzmi jakoś naiwnie, a
patetyczne słowa zdają się być okropnie sztuczne. Chciałabym umieć „Kwadrans”
Emilii Kiereś klarownie skwitować, ale nie wiem co z tego wyjdzie, gdyż odnoszę
wrażenie, że w głowie mam pustkę, a z drugiej strony mam o tej książce tyle do
powiedzenia…
Filip ma dziesięć lat i niedawno przeprowadził się z
rodzicami do pewnego mieszkania. Ale już pierwszej nocy dzieje się coś
dziwnego. Chłopiec słyszy tajemniczy szept, jednak nie potrafi zlokalizować
skąd pochodzi. W końcu dziesięciolatek usypia. Tylko, że to nie koniec
niespodzianek i już następnego dnia Filip znajduje w domu tajemniczy przedmiot.
To dopiero początek zupełnie niezwykłych i niespodziewanych wydarzeń.
"Dlatego że w ludzkim życiu potrzebne są także cienie. Życie nie może się składać z samych jasnych punktów. Cierpienie rzadko przynosi jedynie zniszczenie - częściej buduje. Jest rodzajem nauki, ale też sprawdzianu. Wyzwala z ludzi albo dobro, albo zło - częściej jednak dobro. Cierpienie sprawia, że ludzie poznają prawdę o sobie." ("Kwadrans", str. 196)
Emilia Kiereś napisała tę powieść głównie z myślą o
dzieciach i myślałam, że podczas czytania będę odnosiła wrażenie, jakbym
czytała ją trochę za późno. Jednak okazało się, że mając piętnaście lat ani
trochę nie czułam się „zbyt dorosła”. Według mnie „Kwadrans” nie wpisuje się w
powszechnie znane schematy i jest doskonałą lekturą dla wszystkich, niezależnie
od wieku. Przyczynia się do tego zapewne fakt, iż pozycja jest kopalnią
pięknych cytatów i skłania do rozmyślań. W dodatku nad sprawami wciąż do końca
niezbadanymi, jak na przykład przemijanie.
Fabuła jest skonstruowana w iście mistrzowski sposób i jak
dla mnie „Kwadrans” to literacki majstersztyk. Wydarzenia nie są sztampowe i
jestem pod wrażeniem tego, jak Emilia Kiereś poprowadziła powieść. Mój zachwyt
nie jest związany z tym, że spodziewałam się słabej książki, gdyż czułam, że to
będzie coś dobrego. Tylko nie wiedziałam, że powieść aż tak mi się spodoba. Ona
jest dokładnie taka, jaka powinna być.
Wbrew powszechnym przekonaniom, które mówią, że „nie ocenia
się książki po okładce”, czuję potrzebę wypowiedzenia się na temat oprawy
graficznej. Według mnie jest ona równie dobra jak wnętrze. Symboliczna okładka,
twarda oprawa, starannie wykonane przez samą autorkę ilustracje – to wszystko
umila czytelnikowi chwile spędzone z lekturą (które, na marginesie, mijają przy
„Kwadransie” dziwnie szybko!). Wiem, że dla niektórych te niuanse pewnie nie
mają dużego znaczenia, jednak ja lubię, gdy książka jest tak ładnie wydana, co
nie znaczy oczywiście, że ma to wpływ na to jak postrzegam samą treść.
To magiczna książka, dzięki której czas nabiera innego
znaczenia. Albo przypomina, że nie jest jedynie tym, na brak czego wciąż
narzekamy. Przyjemny w odbiorze styl pisania Emilii Kiereś, intrygujące
wydarzenia i wyjątkowy klimat – to wszystko odnajdziecie w „Kwadransie”.
Zresztą, wygląda na to, że córka Małgorzaty Musierowicz talent ma chyba w
genach…
Recenzja dla portalu literatura.juventum.pl.
Czekam na "Kwadrans", chociaż okazja do poznania tej pięknej historii zapewne pojawi się przy okazji Targów, bo do tego czasu mam zamiar nie gromadzenia książek. Chociaż czasem wychodzi inaczej, jak to zwykle bywa. Ale już się cieszę na śnieg, który tam jest i na ten czas, który wbrew pozorom może być piękny...
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńWydaje sie naprawde ciekawa lektura.
OdpowiedzUsuń