"Love story" - Jennifer Echols
Źródło okładki: KLIK |
Życie zaskakuje nas każdego dnia. Nowe problemy, radości,
smutki, sympatie, przygody. To normalne. Niby wiemy, że najciekawsze rzeczy
przydarzają się niespodziewanie, ale kiedy dany moment nadchodzi szczęka
rozwiera nam się tworząc dziwny, niekształtny okrąg, a my wyglądamy, delikatnie
mówiąc, dziwnie. Co więcej, wszystkie z takich chwil w jakiś sposób odciskają
piętno w naszym żywocie i często wpływają na bieg kolejnych zdarzeń. Wyobraźcie
sobie jakbyście się zachowali, gdybyście na kurs pisania kreatywnego napisali
opowiadanie o pewnym chłopaku, a ten niespodziewanie zjawiłby się na tych
zajęciach? Niedorzeczność, fikcja literacka czy prawdopodobna sytuacja?
Erin marzy o zostaniu pisarką powieści historycznych.
Niestety jej babcia wyobraża sobie przyszłość wnuczki w nieco odmiennym
świetle. Jednak dziewczyna mimo wszystko chce być niezależna i pomimo braku
pieniędzy postanawia podbić Nowy Jork. Tworzy opowiadanie, w którym jedną z
głównych ról jest obsadzony Hunter – kiedyś przyjaciel, teraz wróg. Sprawy
wymykają się spod kontroli, gdy chłopak pojawia się na uniwersyteckich
zajęciach w tej samej grupie…
Lubię powieści tego typu. Skierowane do nastolatek, ale
jednak tych należących do starszej części z tej grupy. Sam napis na tylnej
części okładki mówi, że „Love story” autorstwa Jennifer Echols jest skierowane
do osób powyżej piętnastego roku życia. Cenię sobie w nich to, że dzięki nim
mogę uciec od codziennych problemów i chociaż na chwilę zatopić się w świecie
bohaterów – pełnym perypetii i problemów, ale jednocześnie relaksującym i
bawiącym. Właśnie tego oczekiwałam od tej pozycji i to otrzymałam. Mam pewne
zastrzeżenia do opisanej przez Jennifer Echols historii, lecz w ogólnym rozrachunku
książka wypada „na plus” i mogę zaliczyć ją do powieści lubianych, ale
jednocześnie nie ulubionych lektur.
Bohaterowie to ważna część w ocenie książek. Wiadomo, że
często słaba ich kreacja wpływa negatywnie na całą historię i potrafi ją
okropnie zepsuć. Tym razem sytuacja przedstawia się dwuznacznie. Z jednej strony
nie związałam się szczególnie z bohaterami, ale z drugiej żaden z nich mnie nie
denerwował i nie uważam, że przez postacie powieść została zmarnowana. Było
poprawnie, jak dla mnie nic więcej.
Przejdźmy do pomysłu. To zdecydowanie czynnik, który jak dla
mnie nadał książce świeżości. Bynajmniej nie mam na myśli tu wątku miłosnego,
lecz przede wszystkim pomysł z kursem kreatywnego pisania i przekazywania sobie
opowiadaniami różnych ważnych dla nich treści przez Erin i Huntera.
Przypominało to grę. Trudną, bo bez konkretnych zasad. Jak się potem okazało
często sprawiała ona ból i przynosiła rozczarowania. Jednak wróćmy do fabuły.
Jej konstrukcja była według mnie udana i widać, że autorka miała ciekawą
koncepcję. Należy też wspomnieć o tym, że w powieści można przeczytać niektóre
opowiadania autorstwa Erin i Huntera. Jak dla mnie to doskonały pomysł i dzięki
temu książka wyróżnia się czymś na tle innych z gatunku literatury
młodzieżowej.
Chcę wspomnieć jeszcze o jednej sprawie. Bowiem w „Love
story” jest mało… miłości! Jennifer Echols wprowadziła mnie tym odrobinę w
konsternację. No bo jak to, przecież miała być to historia miłosna. Ale kiedy
się nad tym zastanawiam to myślę, że autorka dobrze zrobiła stosując takowy
paradoks. Tym bardziej, że tytuł ma też pewne znaczenie, które wychodzi na jaw
dopiero, gdy czytamy ostatnią stronę książki.
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą czy warto przeczytać –
warto. Oczywiście nie jest to literatura „górnych lotów”, ale książka
relaksująca jak najbardziej. Jeśli jesteście ciekawi jakie wiadomości
przekazują sobie Erin i Hunter na zajęciach, dlaczego nie mogą dojść do
porozumienia i co połączy tych dwoje, to czytacie odpowiednią recenzję. Teraz
pozostaje Wam przeczytać całą powieść.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu jaguar!
Przypominam, że do 10 grudnia możecie wygrać u mnie w konkursie tę właśnie książkę (szczegóły), więc jeśli powieść wydaje Wam się być interesująca wiedzcie, że nie macie po co zwlekać :)
Jak uporam się z własnymi zapasami, to może sięgnę po ta propozycję... :)
OdpowiedzUsuńWarto :))
UsuńOd dawna mam ochotę na tę książkę. Nawet nie wiem dlaczego tak bardzo mnie do niej ciągnie, bo nie gustuję jakoś specjalnie w takich książkach, jednak po tę sięgnę i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńSprawdź, to będzie najlepsze wyjście :D
UsuńJa od dawna chcę przeczytać którąś z książek Jennifer Echols, mimo wszystko spodziewam się raczej jakichś romansów czy czegoś w tym rodzaju, zobaczymy, co z tego wyniknie :)Ciekawe, że w "Love story" jest mało o miłości, ale nie sądzę, żeby w tym przypadku działało to na minus...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
izkalysa
Właśnie nie działa na minus, ciekawa sprawa w tym przypadku :D
Usuń