Źródło grafiki: KLIK |
Korzystając z ostatnich dni wakacji, wybrałyśmy się z koleżankami do kina. Wybór padł na "Lucy" w reżyserii Luca Bessona. Szczerze mówiąc, nie miałam specjalnych wymagań i oczekiwań. Science-fiction to nie moje klimaty, aczkolwiek opis fabuły zapowiadał się intrygująco.
Lucy przez przypadek zostaje zmuszona do dostarczenia tajemniczej walizeczki panu Jangowi. Kobieta nie wie co zawiera trzymany przez nią przedmiot i pełna obaw chce jak najszybciej dostarczyć go odbiorcy i mieć to z głowy. Tymczasem trafia w ręce groźnie wyglądających mężczyzn i od tego momentu wydarzenia toczą się po sobie w szybkim tempie. Tak oto w skrócie Lucy zostały zaszyte w brzuchu silnie oddziałujące narkotyki i jej umysł zaczyna całkiem inną oraz intensywniejszą, niż przeciętnego homo sapiens żyjącego na naszej kuli ziemskiej, pracę...
Nie potrafię porównać tego filmu do innych z tego gatunku i określić czy cechuje się on czymś nowatorskim. Nie mam pojęcia jaki na standardy science-fiction jest to film. Dobry, zły? Patrząc na ocenę zamieszczoną na popularnym filmwebie produkcja tę można nazwać przeciętną. A jaka jest w moich odczuciach?
Trzeba przyznać, że "Lucy" dostarcza wielu emocji i wrażeń, toteż po skończonym seansie byłam zaskoczona i zdziwiona jak sprytnie twórcy wszystko przedstawili. Akcja pędzi do przodu, druzgocące wydarzenie goni kolejne pełne napięcia sytuacje. I tak jest praktycznie cały czas. Sam sposób przedstawienia funkcjonowania ludzkiego umysłu był intrygujący, ale jednocześnie łatwo poddać go zwątpieniu. Odnoszę wrażenie, iż dużo tu przekoloryzowanych efektów i w zasadzie nie mogę pozbyć się myśli, że trochę było przerostu formy nad treścią.
Jednak to nie znaczy, że dobrze się nie bawiłam! Oglądałam "Lucy" z przyjemnością i rosnącą ciekawością, gdyż produkcja trzyma widza w niepewności do samego końca. To właśnie ostatnie sceny przynoszą rozwiązanie, a wcześniejsze wydarzenia podsuwają jedynie kolejne wskazówki. Tym sposobem nie żałuję obejrzenia owej produkcji, lecz widzę też, że science-fiction nie jest tym, co potrafi pochłonąć mnie bez reszty. Miło czasem zobaczyć coś w całkiem innych klimatach i standardach, ale na tym się moje przemyślenia o filmie teraz skończą. Bardziej fachową oceną niech zajmą się Ci, którzy faktycznie znają i kochają ten gatunek.
Strasznie mi się ten film nie podobał. Taki... sztuczny był.
OdpowiedzUsuńNie oglądałam ale mam na niego jakąś dziwną ochotę :))
OdpowiedzUsuńMiałam na niego jutro iść, ale jednak zdecydowałam się na "Dawcę pamięci". :) Jestem ciekawa, czy to dobra decyzja. ;D
OdpowiedzUsuńMoje przyjaciółki chcą iść na ten film, jednak mnie jest trochę szkoda wydawać kasy na bilet i poczekam aż będzie dostępny online :D
OdpowiedzUsuńPoczekam, aż będzie w necie i wtedy obejrzę :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tym filmie i jakoś nie mam szczególnej ochoty, żeby go obejrzeć. Tak więc odpuszczam go sobie :)
OdpowiedzUsuń