"Ogród Kamili" - Katarzyna Michalak
Źródło okładki: KLIK |
Michalak tu, Michalak tam, Michalak wszędzie. Czasami można odnieść wrażenie, że wraz z premierą jej kolejnej książki natłok recenzji jej powieści osiąga apogeum i okładka najnowszego "dziecka" Pani Kasi wyskoczy nam z szafy, lodówki czy innej komody. W każdym razie sprawa jest prosta - ta Autorka święci triumfy wśród twórców polskiej literatury kobiecej i naprawdę bardzo trzeba się starać, aby interesując się czytaniem chociażby jej nie kojarzyć. Ja miałam już styczność z dwoma tytułami pod jej nazwiskiem. "Rok w Poziomce" mnie nie urzekł, a "Nadzieja" wypadła wtedy w moich oczach dużo lepiej. Jednakże teraz widzę, iż stałam się dużo bardziej wymagającą czytelniczką i obie powieści są w mojej pamięci jakieś blade, żeby nie powiedzieć słabe. Tym bardziej nie rozumiem dlaczego skusiłam się na "Ogród Kamili". Wiódł mnie pewien impuls, dziwna potrzeba, której bezpodstawnie uległam.
Powiedzieć, że Kamila może zaliczyć swoją młodość do kolorowych i owianych bezpieczną tkaniną lat, jest jak stwierdzenie, iż II wojna światowa była czasem pięknym i beztroskim. Dziewczyna mając 16 lat straciła matkę oraz została opuszczona przez swoją wielką, pierwszą miłość. Aktualnie już dwudziestoczteroletnia kobieta mieszka z ciotką i zupełnie nie potrafi odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości. Miłująca róże, książki, a przy tym wszystkim cicha i skromna - to cała Kamila. Jednak przychodzi taki czas, kiedy trzeba wziąć się w garść i o własnych siłach do czegoś dojść. To jest właśnie taki moment.
Najkrócej by było napisać co mi się w "Ogrodzie Kamili" podobało, ale wtedy ta recenzja skończyłaby się szybciej, niż się zaczęła. Tak, dobrze czytacie. Właśnie tak słabo w moich oczach wypadła ta powieść. Teraz pluję sobie w brodę i zachodzę w głowę czemu też musiałam skusić się akurat na nią, skoro w księgarniach na półkach czeka tyle perełek i cudowności do odkrycia. Jak widać czasami trzeba trafić i na coś słabszego, żeby umieć docenić i rozpoznać sto razy lepsze lektury - tak to sobie tłumaczę...
Najgorsza jest ta chora naiwność, głupi banał i cukier w ilościach przekraczających wszelkie normy. Kiedyś już pisałam, że ja nie szukam idealnych książek, bo to graniczy przecież z niemożliwością. Każdemu się podoba coś innego i różne elementy zachwycają poszczególnych czytelników. Ważne jest, żebym potrafiła poczuć lekturę, doświadczyć jakichś emocji z niej płynących. Kiedy czytam, nie mam być apatycznym murem. Ok, na początku mogę nim być, ale potem ma on rozsypać się w drobny mak. Za dużo wymagam? Niech będzie - w takim razie niech ktoś chociaż spróbuje go zburzyć...
Trochę się nakręciłam, wybaczcie. Patrząc na tyle trzeźwym okiem, na ile jestem w stanie sobie pozwolić, mogę stwierdzić, że bohaterowie teoretycznie byli realni, ale potrafili być naprawdę irytujący. Kamila była momentami tak bezradna i niezdecydowana jak dziesięciolatka, a Łukasz próbował ją uwieść niczym niewiele starszy chłopiec. Sama fabuła jest zresztą mocno naciągana i grubymi nićmi szyta. Opis, którym uraczyłam Was na wstępie jest okrojoną wersją, żeby za dużo nie zdradzić, ale możecie uwierzyć mi na słowo, że cała historia zakrawa o telenowelę.
Nie mam zamiaru wylewać jeszcze więcej jadu i czuję się zobowiązana napisać, co było na plus. Otóż należy przyznać, że Michalak pokusiła się o wystarczająco dokładne opisy oraz scharakteryzowanie postaci. Dom, a także tytułowy ogród czytelnik bez trudu będzie mógł sobie wyobrazić. Widać też, że nie napisała wszystkiego raczkująca w literaturze osoba. Ale to dla mnie zdecydowanie za mało. Zawiodłam się i nie polecę Wam teraz "Ogrodu Kamili". Może gdybym przeczytała w swoim życiu parę książek na krzyż potrafiłabym traktować ją z pobłażliwością. Nie teraz. Zresztą... nie wiem czy kiedykolwiek, bo naprawdę się zraziłam.
Patrząc trzeźwym okiem na jej twórczość, ona po prostu nie może się podobać. Przeczytałam naprawdę wiele jej książek, jednak dopiero niedawno przejrzałam na oczy i powiedziałam stop. Takie sytuacje nie dzieją się w normalnym życiu. Jak jeszcze w niektórych jej powieściach zbiegi okoliczności były stosowane sporadycznie, tak później ich duża ilość pozbawiała historię realizmu. Z tego co czytam, ponieważ sama już nie mam ochoty zabierać się za te twory, postępów nie ma, a cukru, lukry i czekolady jest jeszcze więcej. Ja odpuszczam, jednak jeśli komuś się podoba i czerpie z tego przyjemność, niech czyta.
OdpowiedzUsuńJa tam lubię Michalak, nie mam nic przeciwko jej prozie.
OdpowiedzUsuńNie czytałam nigdy książek pani Michalak, te recenzje mówią same za siebie. Poza tym słyszałam, że jest to jedna z najbardziej komercyjnych autorek. ile w tym prawdy? Nie wiem. Ja podziękuję za jej książki. Chce jedynie przeczytać "Grę o Ferrin", bo ostatnio na jednym blogu pojawiła się dość zabawna recenzja i zachęciła mnie do wykreowania swojego własnego zdania na ten temat. :)
OdpowiedzUsuńKsiążki Michalak właśnie charakteryzuję się tym cukrem w nadmiarze, ale ja to lubię. Nie zawsze, ale lubię. A Ogród Kamili bardzo chcę przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńWedług mnie, bardzo słabo ta książka wyszła. "Rok w poziomce", jak się pominęło pewne fragmenty, nawet całkiem rozrywkowy był. A tu mnie tak ta naiwność głównej bohaterki irytowała, że ledwo mi się udało doczytać. Chciałam się zrelaksować, a jedynie się zdenerwowałam.
OdpowiedzUsuńMnie również denerwowała naiwność i banalność, ale całość odebrałam jakoś tak... lepiej. Nawet mi się podobało. Drugi tom był dosyć podobny do pierwszego, ale nie aż tak "cukierkowy". Zdenerwowałam się na autorkę i nie wiem, czy sięgnę po ostatni. To, co zrobiła to po prostu okrucieństwo, nie ważne jak na to spojrzę...
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie czytałam żadnej książki Michalak, jakoś mi nie po drodze z tą autorką :)
OdpowiedzUsuń