"Alibi na szczęście" - Anna Ficner-Ogonowska
Źródło okładki: KLIK |
Od jakiegoś czasu czytam kilka książek w miesiącu, więc trochę już takowych w swoim życiu przeczytałam. Czytam, poznaję, chłonę i szukam. Szukam pięknych książek, takich, które zachwycą mnie od pierwszej strony, pierwszego zdania. Ale ciężko znaleźć takie powieści. I co prawda mam za sobą wiele dobrych książek, które mi się spodobały i które długo będę pamiętała, jednak chyba żadna powieść nie działała na mnie tak, jak "Alibi na szczęście". Najpierw czytane po kawałeczku, delektowałam się pojedynczymi słowami i stronami. A potem, gdy znalazłam więcej wolnego czasu "przebiegłam" przez tę powieść do końca. Z zachwytem, ze spokojem, który udziela się podczas lektury, z nadzieją i z pewnością, że "po burzy zawsze wychodzi słońce".
Hania to nauczycielka polskiego w jednej z warszawskich szkół. Kiedyś prowadziła szczęśliwe życie. Niestety zmieniło się to pewnego sierpniowego dnia, gdy utraciła najbliższe i najważniejsze dla niej osoby. Główną bohaterkę poznajemy, kiedy od tragedii minął już rok, ale ona wcią nie może się do końca "otrząsnąć" z tego koszmaru i wrócić do normalnego życia. Na szczęście z pomocą przychodzą do niej życzliwe osoby. Porywcza i smiała przyjaciółka Dominika, pani Irenka, do której Hania często jeździ nad morze, Aldonka - znajoma ze szkoły. A kiedy na jej życiowej drodze pojawia się Mikołaj, Hania czuje, że coś się zmienia. Tylko czy pozwoli ona sobie na szczęście i czy poradzi sobie z wciąż powracającymi wspomnieniami?
Ciężko będzie mi wyrazić zachwyt nad debiutem Anny Ficner-Ogonowskiej, ponieważ zwyczajnie uwielbiam tę książkę. Z pozoru to zwyczajna obyczajówka, ale wierzcie - tak naprawdę piękna historia. Autorka pisze posługując się świetnym stylem, co jest aż dziwne zważając na fakt, iż jest to jej pierwsza powieść. Każde zdanie jest niezwykle dopracowane i sprawia, że wciąż ma się ochotę na więcej i więcej...
Bohaterowie są ludźmi z "krwi i kości". Mają wady, zalety, problemy i odnosi się wrażenie, że żyją naprawdę. Hania to miłośniczka "Romea i Julii", romantyczka, ale smutna postać, która nie może sobie poradzić z wciąż powracającymi w jej głowie wydarzeniami z przeszłości. Dominika to jej przeciwieństwo. Zawsze ma dużo do powiedzenia, wszystko robi w biegu i emanuje od niej optymizm. Czasami jej słowa mogą ranić i są jak "kubeł zimnej wody", ale zazwyczaj jej bespośredniość pomagała Hance i dzięki temu przetrwała ona najcięższe chwile. Kolejną postacią wartą uwagi jest Mikołaj. Dla większości kobiet wyda on się pewnie ideałem. Zakochany po uszy, cierpliwy, troskliwy i walczący o Hankę. Oczywiście nie można zapomnieć o pani Irence. To w jej nadmorskim domku Hania szuka spokoju i rodzinnego ciepła, bowiem jest to kobieta otwarta, szczera i czuję, że mogłabym jej się zwierzyć ze wszystkich sekretów, a ona na każdą moją troskę znalazłaby rozwiązanie. Bohaterów jest dużo więcej i wszyscy są dobrze i starannie zarysowani. Przemek - chłopak Dominiki i jednocześnie przyjaciel Mikołaja, Aldonka, ciotka Anna, Iwona, Zuza i Ula... Nie sposób ich nie lubić, po prostu.
Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się być nieskomplikowana. Jednak Anna Ficner-Ogonowska bardzo dobrze ją poprowadziła. Wydarzenia to samo życie i każdy wątek przepełniony jest zawsze aktualnymi problemami i rzeczywistością. Na pierwszym planie są relacje pomiędzy Hanką i Mikołajem, lecz sytuacje drugoplanowe były także interesujące i "Alibi na szczęście" (pomimo faktu, ze ma 652 strony) ani przez chwilę mnie nie nudziło.
Zwyczajnie się cieszę, że trafiłam w swoim życiu na taką książkę. Ta powieść przywraca wiarę w ludzi, uspokaja i jest doskonałym schronieniem na gorsze dni. Piękny język, świetnie zarysowani bohaterowie, ciekawa historia i niepowtarzalny klimat - to wszystko mamy w tej pozycji. Już od pierwszych stron "Alibi na szczęście" stało się jedną z moich ulubionych powieści, a kolejne strony tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Jeśli jeszcze nie znacie Hanki, Mikołaja, Dominiki, Przemka i innych bohaterów tej powieści powinniśce jak najszybciej to zmienić! Warto zatopić się w tej cudownej opowieści, bo dzięki niej łatwiej dostrzegać szczęście i zamiast użalać się nad sobą, cieszyć się życiem...
Ja rzadko odnajduję książki, które zachwycają mnie od pierwszych stron, niestety. "Alibi na szczęście" wydaje się na prawdę świetną książką :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie myślałam ostatnio nad tą książką. Twoja recenzja mnie bardzo do niej zachęciła. Z chęcią ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że czytasz Baśniarza, jestem bardzo ciekawa twojej opinii, bo też mam tą powieść w planach :)
Chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńJuż drugą recenzję tej książki czytam i coraz bardziej mam ochotę, aby ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :)
OdpowiedzUsuńAch, jak ja Ci zazdroszczę tej książki :)
OdpowiedzUsuńOch jak ja mam na nią ochotę. Już od bardzo dawna na nią poluję. Muszę w końcu się zapoznać z losami Hanki.
OdpowiedzUsuńNa pewno zapoznam się z tą historią, bo posiadam "Alibi na szczęście". Mam nadzieję, że książka przypadnie mi do gustu. :)
OdpowiedzUsuńNa moje półce stoi wypożyczona z biblioteki druga cześć "Krok do szczęścia"ale lubię zaczynać po kolei, więc szukam tej książki by było po kolei, bo wiem ze to w 100% moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńMimo, że wiele razy widziałam tę ksiazkę w bibliotece, to jakoś się na nią nie skusiłam. Myślę, że teraz ją wypożyczę:)
OdpowiedzUsuńNie czytam takich książek, ale akurat te napisane przez panią Ficner-Ogonowską leżą na półce i raczej ich stamtąd nie puszczę. W końcu trzeba mieć coś pod ręką, gdy jest beznadziejnie (a tak na marginesie - kolejne części jeszcze lepsze).
OdpowiedzUsuń