"Upalne lato Kaliny" - Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
![]() |
Źródło grafiki: KLIK |
Nie znoszę upałów. Oczywiście lato w samo sobie lubię, chociażby dlatego, że nadchodzą wtedy upragnione wakacje. Ale mimo wszystko wysokie temperatury kojarzą mi się z jedną wielką męczarnią. Nie rozumiem jak można kochać leżeć godzinami w pełnym słońcu i czerpać z tego przyjemność. Z tego powodu kiedy tylko słupek termometru wskazuje więcej niż 30 stopni oczekuję ochłodzenia, bo kiedy ono nadchodzi mogę odetchnąć z ulgą. Na szczęście całkiem inne uczucia żywię w stosunku do upalnego lata w wykonaniu Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak. Nie tylko je toleruję, ale też bardzo lubię!
W "Upalnym lecie Marianny" miałam okazję przeżywać z tytułową bohaterką przygody mające miejsce w 1939 roku. Zaś "Upalne lato Kaliny" przenosi nas trzydzieści lat do przodu w stosunku do poprzedniego tomu, co oznacza, iż akcja rozgrywa się pod koniec lat sześćdziesiątych. Kalina to młoda, zagubiona i zamknięta w sobie osoba i przede wszystkim córka Marianny. Życie jej matki było trudne, co teraz odbija się na dojrzewającej kobiecie. Kaliny nikt nie nauczył kochać, nie zaznała od swoich rodziców czułości i wsparcia. Teraz to jej przychodzi zmierzyć się z bolesnym życiem i wyciągnąć wnioski z błędów młodości jej matki.
Nie wiem czy dla Was też, ale w moim mniemaniu "Upalne lato Kaliny" wygląda niepozornie. Okładka przedstawiająca młodą kobietę, zieleń wymieszana z szarością - ani mnie to parzy, ani ziębi. Bez trudu można ją przeoczyć w tłumie innych powieści, bo nic nie zwiastuje tak porywającej historii, z jaką w rzeczywistości mamy do czynienia! A, możecie mi wierzyć lub nie, Pani Zyskowska-Ignaciak serwuje swoim czytelnikom opowieść wypełnioną emocjami po samiutkie brzegi, toteż lektura jest naprawdę zacna i intrygująca.
W "Upalnym lecie Marianny" pierwsze skrzypce grała rzecz jasna Marianna, a teraz na świeczniku pojawiła się jej córka. Jednak nie oznacza to, że tym razem świat kończy się na Kalinie. Gdzie tam! W książce naprawdę dużą rolę odgrywa jej matka, gdyż tym razem jest okazja, aby dowiedzieć się jak układało się życie Marianny podczas i po wojnie. Trzeba przyznać, że obie bohaterki są zarysowane z zachwycającą precyzją i podczas lektury można się zbliżyć do obu kobiet, poznać je i przeżywać z nimi te najtrudniejsze chwile. Historie Marianny oraz Kaliny doskonale się przeplatają, rysując przed czytelnikiem dwa intensywne, przepełnione bólem życiorysy, na które trudno pozostać obojętnym.
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak umie pisać i widać, że robi to umiejętnie oraz świadomie. Jej przyjemny w odbiorze styl sprawia, że nawet kiedy akcja posuwa się do przodu w wolnym tempie i tak oderwanie od lektury może stanowić nie lada wyzwanie. Mi chyba ani razu podczas czytania "Upalnego lata Kaliny" się nie nudziło. Niby banalnie to brzmi, ale jest to jeden z czynników, który powinien Was przekonać do sięgnięcia po tę powieść.
Aktualnie najcieplejsza pora roku ma już policzone dni i może się zdarzyć, że nie zdążycie złapać w swoje ręce "Upalnego lata..." przed rozpoczęciem jesieni. Ale nic się nie martwcie - jestem niemal przekonana, że książka smakuje równie dobrze jesienią, zimą, czy wiosną. Rozgrzeje Wasze serca i dostarczy dużej dawki uczuć niezależnie od miejsca i pory poznania, bo taka to jest właśnie upalna opowieść.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu MG!